Geoblog.pl    deryngs    Podróże    Na Końcu Świata    Pulau Pinang - czyli Kapitan Light i jego świta, kolonialne klimaty oraz trochę sztuki i historii
Zwiń mapę
2012
03
sty

Pulau Pinang - czyli Kapitan Light i jego świta, kolonialne klimaty oraz trochę sztuki i historii

 
Malezja
Malezja, Penang Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 22989 km
 
2012-01-03 do 05

Tajlandia, Penang



Malezja przypadła nam do gustu od samego początku. Zapomnieliśmy już o przesiadkach i niespodziankach. Na bilecie jasno było napisane, że transport kończy się w mieście Butterworth. Kierowca busa był jednak bardzo w porządku i zawiózł nas do backpackerskiej dzielnicy na wyspie Penang w mieście George Town. Jest to świetna baza do rozpoczęcia kolonialnej przygody ;)



Penang, często zwany Perłą Orientu, jest jedną z największych malezyjskich wysp i jednocześnie jednym z trzynastu stanów, gdzie Chińczyków jest więcej niż Malezyjczyków.



Pierwsze znane zapiski na temat Penang widnieją w chińskich księgach z 15 wieku traktujących o morskich przewoźnikach. W 1593 roku angielski handlarz i podróżnik Kapitan James Lancaster przypłynął na wyspę, opisując ją jako dziką puszczę. Stan ten utrzymał się do wczesnych lat 1700, kiedy to Penang znalazło się pod kontrolą sumatrzańskich kolonistów i sułtana Kedah. W 1771 sułtan przekazał prawa handlowe British East India Company w zamian za pomoc militarną przeciwko Siam (Tajlandii). W końcu w roku 1786, Kapitan Francis Light działając w imieniu East India Company, przejął całkiem prawa do Penang. Na cześć Księcia Walii zwanego później Królem Grzegorzem IV (George IV), wyspa nazwana została Prince of Wales Island (Wyspa Księcia Walii), a pierwsze zawiązane miasto Batu Uban przekształciło się w znane do dzisiaj George Town.



Legenda głosi, że Light wystrzelił z pokładowych armat srebrne dolary, coby zachęcić załogę do pozbycia się dżungli pod budowę miasta. George Town stoi, wszystko wskazuje więc na to poskutkowało ;)



Wyspa Pulau Pinang (Penang) urywa łeb. Pierwsze odczucia podczas poszukiwania hotelu w backpackerskiej dzielnicy przy ulicy Lebuh Cintra lub Love Lane mogą być mieszane, ale później jest tylko lepiej.



Przelecieliśmy przez kilka hoteli, aby mieć cenowe i jakościowe rozeznanie. Ostatni raz też biegamy z ciężkimi plecakami w upale. Teraz, jak poszukujemy spania, Magda sobie siedzi na kawce i pilnuje plecaków, a ja odwalam czarną robotę i zapieprzam po okolicy dopóki nie znajdę czegoś fajnego ;)



W naszej dzielnicy jest kilkadziesiąt hosteli. Można znaleźć konkret już za RM20 (przykładowo rastamański Jim's Place), ale standardowe ceny oscylują w okolicy to RM30 - 50. Większość hosteli nie jest warta nawet połowy tej ceny, chociaż są też perełki :)



Szczerze polecamy extra czysty guesthouse Hang Chow znajdujący się na końcu ulicy Lebuh Chulia z 50 metrów od skrzyżowania z ulicą Jalan Penang. Za RM35 jest pokoik z umywalką, pachnącą pościelą i współdzielonym sterylnym kiblem. Niewątpliwie jest to najczystsza opcja z odwiedzonych przez nas hosteli. Chińscy właściciele są życzliwi i pomocni, a przy tym robią dobrą kawusię za RM1.2.



Przed przybyciem do dzielnicy plecakowców proponujemy wybrać pieniążki, ponieważ w najbliższej okolicy ciężko o bankomat.



Był już wieczór, zatem na wycieczkę śladami kolonistów wybraliśmy się rano. Nasz plan wycieczki przedstawiamy poniżej.



- Victoria Memorial Clock Tower - biała wieża z zegarem, której budowę zasponsorował lokalny Chińczyk - milioner na część Królowej Wiktorii Diamond Jubilee 115 lat temu (1897).



- State Assembly Building - piękny i w neoklasycznym stylu.



- Fort Cornwallis - czyli miejsce, w którym Kapitan Light zawitał w 1786 roku. Teraz stoi tu murek o kształcie konwalii w pionowym rzucie, pomnik Lighta, kilka armat i oryginalny bunkier na proch strzelniczy.



- City Hall i Town Hall - klimatyczne, zadbane i jednocześnie najstarsze zachowane w Penang budynki tego typu (Town Hall ukończono w 1880).



- Pinang Gallery - wizyta tutaj wychłościła nas najbardziej. Mieliśmy ogromne szczęście, gdyż nie dość że trafiliśmy na najpiękniejszą wystawę obrazów ever (Eston Tan, 26°), to jeszcze mieliśmy przyjemność spotkać się z artystą, pogadać sobie z nim i jeszcze pstryknąć wspólną fotę :) Eston Tan, jak na artystę takiej klasy sprzedającego obrazki za 20 - 100 tysięcy złotych, jest bardzo skromy, respect. Wpiszcie sobie w Google "Eston Tan 26" lub zerknijcie na fotki w galerii. Obrazy są pro. Sam bym sobie taki sprawił ;)



Następnie dalej lecieliśmy kolonialnym szlakiem na trasie:



- Supreme Court (tak ładny jak State Assembly),



- St George's Church (najstarszy, powstały w 1818, kościół Anglikański w południowo - wschodniej Azji),



- Convent Lebuh Light (szkoła dla dziewczyn, tylko szkoda że żadnych Stefć nie było hrhr),



- Cathedral of Assumption (imponująca, z dwiema wieżami),



- Cheong Fatt Tze Mansion (Cheong wyjechał z Chin jako spłukany nastolatek, aby w Malezji zawiązać największe we wschodniej Azji imperium finansowe. Strzelił sobie w 1880 niebagatelną niebieską chatkę, która odbudowana 110 lat później z ruin pełni rolę hotelu).



Na koniec zostawiliśmy sobie nagrodę w postaci wizyty w kawiarni pięknego hotelu Eastern and Oriental. LP poleca hotelowe koktajle. Fakt, są w menu, nawet sporo, ale próbowaliśmy dwa z nich (łącznie ponad RM40) i prezentują klasę średnią. Miejsce jest w porządku, ale na sam koktail czy inny wydziwiony napitek chyba lepiej iść do Hindusów na ulicę - oni dopiero wiedzą jak za RM1.2 zrobić idealną ice tea.



Po wycieczce poszliśmy na najważniejszą misję, czyli poszukiwanie obiadu :) Odwiedziliśmy z 10 knajp, zanim trafiliśmy na prawdziwą perełkę. Przypadkiem natknęliśmy się na ukrytą chińską restaurację - Life Style Veggie. Ceny są niesamowite (RM6.5 za set: zupka, ryż, półtora sajgonki, dwa rodzaje mięsa sojowego, sos i sałatka hehe). Jedzenie jest niewyobrażalnie pyszne. Mój zasób kulturalnych słów jest za mały, żeby określić jak to wszystko było smaczne. Knajpę można znaleźć przy skrzyżowaniu ulicy Lorang Macalister i Jalan Macalister (sama restauracja jest przy Lorang). Jak kiedykolwiek będziemy w okolicy Penang, pojedziemy tam na obiad i sok z suszonej śliwki (za RM2 lol) lub ice tea.



Następny dzień był zarazem dniem ostatnim w Penang. Rano załatwiliśmy bilety do Kuala Terengganu, niewielkie zakupki i pranie :) Chcieliśmy znaleźć bezpośrednio operatora oferującego transport na trasie Penang - KT. Niestety nie znaleźliśmy ;) Standardowo bilecik kosztuje RM42. Musieliśmy dorzucić jeszcze po 10 za pickup i pośrednictwo. Za brak organizacji, głupotę i wygodę trzeba płacić huh.



Przed odjazdem autobusu zdążyliśmy jesio pojechać na północny zachód do rybackiej wioski Teluk Bahang. Zrobiliśmy też rundkę po najmniejszym w Malezji Parku Narodowym - Penang National Park. Można tam dojechać niebieską linią 101 (co 5 minut) i 102 (co 45 minut) za max RM4 (zależy od dystansu). Autobusy jadą praktycznie pod samo wejście do Parku.



Przechadzając się dróżkami przy plaży napotkaliśmy kilka wielkich jaszczurek i małp. Są słodkie ;) Jaszczurki bujają się szeroko, nie widać ich na tle dużych kamieni, mają długie paluchy, są odporne na fale i pływają sprawnie jak Otylia :)



Jesteśmy gotowi do wyjazdu. W okolicy KT są jedne z piękniejszych tropikalnych wysp: Pulau Redang, Perenthian i Kapas. Mamy rączy plan, żeby obskoczyć KT dookoła i zostać tam jedną noc i popłynąć na wyspy. Jesteśmy ciekawi jak malezyjskie wysepki wypadną w konfrontacji z wyspami z Tajlandii :)



POGODA:

Wbrew prognozie, było gorąco i słonecznie. Około 30 stopni przez cały czas.



PODLICZENIE KOSZTÓW (dla dwóch osób):

- Autobus Penang - Kuala Terengganu: RM104

- Hotel Hang Chow (2 noce): RM70

- Zakupki (płatki RM9, 4x mleko 200 ml RM4.5, banany RM8, cały ananas krojony RM4, antyperspirant RM6.5, żel pod prysznic Lux RM7, odżywka Pantene RM10, piwko 0.67 w hotelu RM14, 4x duża woda RM8, Mars RM3, soczki RM10, ciastka RM10, pierdoły RM30): RM124

- Autobus hotel - Teluk Bahang - hotel: RM16

- Pranie: RM23

- Obiadokolacja (1. Dzień), knajpa przy Love (2x zestaw dnia: ryż z kurczakiem, sosem słodko - pikantnym, warzywami + naleśniki z lodami i czekoladą na deser RM16, piwko małe RM8, Cola RM3, koktail z lokalnych,owoców RM5): RM32

- Śniadanie (2. Dzień), Stardust (2x tosty z jajkiem sadzonym i fasolką RM13 + 2x kawa RM4 + kanapka z serkiem RM5): RM22

- Obiadokolacja (2. Dzień), Life Style Veggie (2x zestaw RM13 + ice tea RM2 + sok śliwkowy RM2): RM17

- Obiadokolacja (3. Dzień), Pizza Hut (zestaw dla dwojga, 2x mała pizza, zupka ziemniaczana, sałatka, chlebek czosnkowy, 2x Pepsi): RM38



Łącznie: RM446
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (37)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
Vaczek
Vaczek - 2012-01-12 17:40
Jakoś gorzej się czyta "ugrzecznioną" wersję. Ale i tak bigup, nic tylko wsiaadać samolot i ruszać Waszymi śladami :D
 
deryngs
deryngs - 2012-01-12 17:47
Nom, z niewielką cenzurą ciężko jakoś ;) Dłużej się to pisze i trudniej o właściwą ekspresję hrhr.
 
wnieznane
wnieznane - 2012-01-12 18:46
Tak czasem gorzej z cenzurą :) ,ale niezły wpis i fajnie się czytało. Gratuluje!
P.S faktycznie z tym bankomatem to trzeba biegac aż pod KOMTAR :)
 
genek
genek - 2012-01-12 21:16
my mieszkalismy na little india i z tego co pamietam wypilem po drodze chyba ze 2 piwa zanim znalazłem bankomat , wiec musialbyc co najmniej z 15 minut od hostelu....
 
 
deryngs
deryngs
Magda i Maciek
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 82 wpisy82 170 komentarzy170 2814 zdjęć2814 51 plików multimedialnych51
 
Nasze podróże
12.10.2011 - 16.04.2012
 
 
17.08.2013 - 02.09.2013