2012-01-02 do 03
Tajlandia, Surat Thani
Z Koh Phangan do Surat Thani można dostać się na dwa sposoby: szybki i droższy z Lomprayah za THB450 (mały katamaran, odradzamy jak jest duży wiatr) oraz wolny i tańszy z Raja Ferry lub Songserm za THB350 (wielki wolny prom, ale stabilniejszy na falach). Lomprayah leci z wyspy prosto do portu w Surat Thani (3.5 godziny). Korzystając z usług tańszej konkurencji trzeba płynąć do portu w Dongsak, skąd dalej jedzie się autobusem (5-6 godzin).
Przesiadka z promu do autobusu jest całkiem rozrywkowa podczas permanentnego urwania chmury hehe. Udało nam się załapać na pierwszy rzut w jednym z dwóch podstawionych pojazdów. Reszta (z 70% uczestników wyprawy) nie miała takiego szczęścia i musiała czekać na deszczu na kolejne autobusy.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Surat Thani jest paskudne jak ciepłe piwo podane w plastiku. Brzydkie ulice, brak restauracji w centrum i totalnie nic ciekawego do zobaczenia. Jak nie ma przymusu, to polecamy omijać szerokim łukiem. Tak samo Hat Yai ;)
Jadąc z wysp w Gulf of Thailand do Malezji najlepiej zrobić to bezpośrednio, bez zbędnych przystanków. Teoretycznie można wyjechać w okolicy południa z wyspy Koh (bez znaczenia jakiej) i następnego dnia w okolicy południa być już w Penang/Butterworth w Malezji. Wliczając w to przerwę na obiad w Sut w Otchłani oczywiście ;)
Jedyne, co trzeba zrobić to zarezerwować wcześniej bilet na pociąg z Surat Thani do Butterworth (International Express nr 35/36 na trasie Bangkok - Butterworth). Można to uczynić mailowo, wysyłając prośbę o rezerwację bezpośrednio do Railways of Thailand (czy tam Thailand Railways). Czyli plan transporu z wyspy Koh Whatever teoretycznie może wyglądać tak:
- przed południem wypłynięcie z wyspy,
- przed 18:00 (najpóźniej) dotarcie do Surat Thani,
- wolny czas - kilka godzin na obiadek (jeśli oczywiście masz bilet na pociąg hrhr),
- przed 2 w nocy odjazd pociągu International Express 35/36 ze stacji Surat Thani do stacji Butterworth w Malezji (warto wspomnieć, że dworzec jest 12 kikometrów na zachód od miasta),
- około 14:00 +1 przyjazd do Butterworth :)
Szybko i sprawnie :] My niestety jesteśmy mega dupkami hrhr. Jest teraz gorący okres (ludzie jeżdżą sobie pociągami po Sylwestrze). A my nie mamy biletów ;) Dowiadujemy się od koleżanki, że jak chciała kupić ten bilecik dwa tygodnie temu, to już wtedy nie było wolnych miejsc. Pozostaje nam zatem autobus.
Przyjechaliśmy na przystanek autobusowy kij wie gdzie - gdzieś w okolicy centrum. Musimy znaleźć dworzec autobusowy i hotel. Na oku mamy tani hotelik Bandon. Odpalamy navi i hops, do hotelu mamy 400 metrów :)
Zanim my znaleźliśmy autobus, autobus znalazł nas hehe. Podlatuje niska grubawa starsza pani z ADHD i proponuje nam busa do Butterworth za 850 bahtów. Pociąg z Surat Thani do Butterworth kosztować miał teoretycznie THB700, więc różnica w cenie jest do przeżycia. Jeśli nas ruchają, to dość subtelnie :)
Mamy jechać nowym busikiem 8h bezpośrednio do Butterworth. Wyjazd jest o 6 rano, taxi z hotelu do busa w cenie, decydujemy się wziąć dwa bilety i mieć to z głowy ;) Jutro o 14:00 powinniśmy już być na miejscu, dodatkowo mamy jeszcze czas na obiadek, podładujemy w hotelu wszystkie sprzęty i wysuszymy plecaki i ciuchy. Ciągle pada jak cholera.
Polataliśmy po okolicy, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że Sut w Otchłani nadaje się jedynie do spania w drodze do lub z Malezji lol ;) Na ratunek przyszła pyszna Pizza Hut. Uwielbiam tam żreć. Magda też. Nie ma znaczenia czy jesteśmy w Chinach, Wietnamie czy Tajlandii - pyszna pizza musi być bez względu kutaśną wyczesaność lokalnej kuchni ^^
Rano trzeba było zwlec się z wyra o 5:15. Na bilecie widnieje tylko informacja o odjeździe autobusu o 6:00. Domniemamy, że musimy być pod hotelem wcześniej, coby przed szóstą dojechać na miejsce zbiórki. O 5:45 jesteśmy na dole i z bananem na mordkach oglądamy jak miasto budzi się do życia. Akurat tutaj to nic ciekawego, ale lepsze to niż śledzenie toru spacerów wszędobylskich wodoodpornych mrówek :)
Oczywiście, jak to bywa z ulicznymi biurami podróży, organizacja się obsrała na miękko. Po 45 minutach kampienia zadzwoniliśmy pod numer podany na bilecie. Chyba o nas zapomnieli :) Pół godziny później (o 7:00) przyjechał pracownik firmy, którego hobby było rzucanie plecakami klientów wraz z serwisem rozrywania chroniącego przed deszczem pokrowca. Godzina odjazdu zmieniła się z 6:00 na 8:00, a nowy bus uległ magicznej przemianie na 30-letni klekoczący autobus. Zamiast bezpośredniego transportu mieliśmy dwie przesiadki (w Hat Yai i na granicy) i z 8h jazdy zrobiło się godzin 10 + 2h opóźnienia ;)
W związku z naszymi przygodami, proponujemy nie korzystać z usług żadnych ulicznych naganiaczy, a w szczególności z gównianych biur podróży. Lepiej zarezerwować wcześniej pociąg, przejść się samemu na dworzec autobusowy lub ewentualnie skorzystać z usług porządnej, sprawdzonej agencji turystycznej.
Przejście graniczne między Tajlandią, a Malezją jest sprawnie zorganizowane i cały proceder trwa może 5 minut.
POGODA:
Cały czas deszcz i ciepło - 28/26 stopni. Mokro wszędzie, ciemno wszędzie, co to będzie, co to będzie ;)
PODLICZENIE KOSZTÓW (dla dwóch osób):
- Autobus + bus + bus z Surat Thani do Butterworth/Penang: THB1700 (na pewno da się taniej)
- Hotel Bandon (1. Noc): THB300
- Zakupki (woda, Pringles, soczki, owoce, ciasteczka mr Donut): THB250
- Obiadokolacja, Pizza Hut (set dla dwojga: średnia pan pizza supreme, hot chicken wings, grzanki czosnkowe, paluchy chlebowe z sosem, dzbanek Pepsi): THB515
Łącznie: THB2765
Na koniec kilka tajskich faktów i przemyśleń:
- Tajlandia jest trochę droższa niż Wietnam i Kambodża, ale tańsza niż Chiny.
- Skorzystanie z bankomatu (testowaliśmy kartę debetową MasterCard i kredytówkę Visa z mBanku i taki sam zestaw z angielskiego banku Lloyds) jest płatne i kosztuje 150 bahtów, bez względu na wybieraną kwotę i bank.
- Nie można za bardzo płacić dolarami, ale za to można je wymienić po niezłym kursie na bahty. Warto zaznaczyć, że banknoty $50 i $100 można wymienić po lepszym kursie niż banknoty o mniejszych nominałach.
- Bangkok ma bardziej europejskie ceny niż niektóre miasta w Europie ;)
- Dostęp do Internetu jest prawie wszędzie płatny. Ewentualnie można skorzystać z neta w restauracji, uprzednio składając zamówienie.
- Odwiedziny którejś z wysp na Gulf of Thailand to mus dla morskich miłośników.
- Coroczna sylwestrowa impreza Full Moon Party na Koh Phangan to teoretycznie największa plażowa impreza na świecie.
- Tajskie jedzenie jest świetne, acz podobne do wietnamskiego i kambodżańskiego. Ciężko wskazać kulinarnego zwycięzcę. Są tu w końcu tańsze rybki i owoce morza. Można też zjeść (przynajmniej na wyspach) kotlecika (sagana - polski styl), stek i mega sznycel (niemiecki styl). Każdy znajdzie coś dla siebie, definitywnie.
- Obsługa klienta jest w Bangkoku i na Koh Phangan tragiczna. Na 10 spotkań/rozmów/interakcji/usług/zamówień w restauracji, przynajmniej 8 miało na celu wyłudzenie pieniędzy, oszukanie lub okazanie totalnego braku szacunku. W sumie tylko w Seaview (niemiecki właściciel) i w restauracji John's Pub (angielski właściciel) było bez zarzutu. Prawie wszędzie, gdzie serwis jest w 100% tajski, było coś nie tak. Wyjątkami jest tutaj Plaa's Restaurant (polecamy!) i domowa piekarnia przy porcie w Tongsala. Pod względem uprzejmości, taktu i wychowania wszystkie odwiedzone dotychczas kraje, włącznie z Indiami, były na wyższym poziomie, choć wcale nie bogatsze. Oczywiście są to tylko nasze odczucia, a nie brak tolerancji ;)
- Szejki owocowe są niedrogie i pyszne (średnio 50 bahtów).
- Piwo jest relatywnie drogie (przynajmniej 80 bahtów za duże).
- Na Koh Phangan jest niezłe Tesco Lotus. Można jeść śniadanka we własnym zakresie i oszczędzić na śniadaniach przynajmniej dwukrotnie.