Geoblog.pl    deryngs    Podróże    Na Końcu Świata    Gulf of Thailand: Thansadet Beach, ekstremalny relaks, szum morza, palmy, plaże, cisza i spokój. Pyszne Święta i chilloutowy Nowy Rok, czyli to co tygryski lubią najbardziej ;]
Zwiń mapę
2011
22
gru

Gulf of Thailand: Thansadet Beach, ekstremalny relaks, szum morza, palmy, plaże, cisza i spokój. Pyszne Święta i chilloutowy Nowy Rok, czyli to co tygryski lubią najbardziej ;]

 
Tajlandia
Tajlandia, Koh Phangan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 22454 km
 
2011-12-22 do 2012-01-02

Tajlandia, Koh Phangan



Dopłynęliśmy trochę mokrzy, ale żyjemy :) Pasażerowie wychodzili albo wywiani i wilgotni z góry, albo zieloni z dolnej części łajby hehe. Wiało fest.



W porcie czekał na nas Patrick - właściciel rezortu Seaview Thansadet. Zarezerwowaliśmy u niego 3 pierwsze noce naszego pobytu na wyspie. Podczas tego okresu musimy przedłużyć pobyt w Seaview lub znaleźć coś innego. Zobaczymy jak dojedziemy i spróbujemy ich jedzonko ^^



Na Koh Phangan planujemy spędzić święta i zostać z 6 nocy. Potem zobaczymy - zostaniemy tu dłużej lub popłyniemy na Koh Tao albo na Koh Samui na Nowy Rok ;)



Droga z portu do rezortu zajmuje przynajmniej 40 minut wysoko zawieszonym pickupem. ⅓ drogi jest normalna twarda. ⅓ jest dziurawa piaskowa. Jako bonus ostatni odcinek to górski off-road. Tutaj już wjechać może tylko porządna terenówka, motor lub quad. Możliwości taksówek kończą się w ⅔ drogi ;)



Aby dojechać do Seaview Thansadet najlepiej umówić się z właścicielem na płatny odbiór z portu (350 bahtów jedną stronę) lub wynająć motor (cross) albo skuter w porcie i pojechać samemu (200 - 250 bahtów na dobę za skuter i około 350 za crossa). Motor nadaje się lepiej na te trasy, ale skuterem też można spokojnie dojechać. Tylko w jednym miejscu trzeba go wprowadzić 50 metrów pod górkę :)



Po dotarciu na miejsce jest mega szok + punch. Spokój i cisza płynąca z tego miejsca olśniewa. Jest wielki ogród, 10 bungalowów w jungli z widokiem na morze i restauracja na skale z jeszcze lepszym widokiem. Za restauracją jest dodatkowo punkt widokowy 'Thansadet Viewpoint', z którego widać okolicę.



Dookoła nie ma nic. Dosłownie nic :) Prąd jest dostępny od 18:00 do północy z własnego generatora. Internetu nie ma. Nasza karta SIM (z sieci Happy) nie ma zasięgu. Podoba nam się ;] Na Internet lub zakupy trzeba jechać godzinę skuterem do miasta Thongsala (tam gdzie port) lub godzinę iść na północ w okolicę plaży Thong Nai Pan. Taki spacerek po górach daje w kość. Może schudnę ;)



Idziemy na pierwszy obiad do naszej restauracji. Wzięliśmy saganę z kurczaka i nam tok (cokolwiek to jest hrhr). Dostaliśmy ogromnego fileta z kurzego cyca w chrupiącej panierce z pyszną sałatką i kurczaka smażonego z czosnkiem, lemongrassem i imbirem. Do tego noodle, świeży soczek i jest spas nad spasy. Tutejsza kuchnia wymiata!



Rano idziemy zobaczyć plażę Thansadet. Z Seaview jest z 5 minut drogi przez puszczę skrótami lub 15 minut drogą samochodowo - motorową (piechotką). Plaża jest śliczna. Przede wszystkim nie jest zatłoczona. Na samej plaży są trzy restauracje + kolejne dwie są na skałach kilkadziesiąt metrów nad powierzchnią wody. Bungalowy są zgrabne. Piaseczek fajny, acz czasem lekko kamienisty. Niestety nie ma tu opcji snorklingowych. Kilkadziesiąt metrów dalej do morza wpada z impetem woda z wodospadu, porządnie podmulając widoczność. Ale nic to, ekstremalny spokój i skalno - palmowe widoki nadrabiają z nawiązką.



Dwie plażowe restauracje i bungalowy po lewej stronie (stojąc przodem do morza) należą do jednej tajskiej rodzinki. Restauracja i rezort na końcu po prawej stronie przy rzece należy do pani z Anglii. Wszystkie knajpy robią wyśmienite jedzenie, a bungalowy są bardziej niż w porządku. Niestety kultura niektórych kelnerów (w Mai Pen Rai) oraz ogólny porządek pozostawiają wiele do życzenia. I nie oceniam tu tajskiego społeczeństwa w myśl mojej nieskromności, tylko stwierdzam fakty ;)



Plaża i okolica jest codziennie sprzątana. Raz wychodzi lepiej, raz słabiej ;] Przez połowę naszego pobytu było w tej kwestii cienko. Para znudzonych bujających się gangstersko chłopków - roztropków leciała jak burza przez plaże podnosząc co piątego śmiecia. Z wody nie wyławiali nic, mimo że pływali przy wybrzeżu kajakami. Po ich sprzątaniu na plaży dalej było małe wysypisko, a nabite gwoździami pięciometrowe pale unosiły się na powierzchni wody wraz z butelkami, styropianem i kartonami przyozdabiając dumnie rajskie widoki :] Sytuacja znacznie poprawiła się później i ostatnich kilka dni naszego pobytu było już czysto i miło. Random :)



Chcieliśmy mieć plażowe porównanie. Wypożyczyliśmy więc skuter i objechaliśmy dookoła prawie całą wyspę. Nie zdążyliśmy tylko dojechać do dwóch plaż na południowym - wschodzie. Na reszcie byliśmy.



Kilka plaż było niezagospodarowanych, opuszczonych, zdezelowanych, na sprzedaż lub pod wynajem. Kilka najpopularniejszych plaż na zachodnim wybrzeżu to w większości drogie rezorty czterogwiazdkowe, gdzie ceny zaczynały się od 1000 bahtów za noc. Dodatkowo było tam głośno i tłoczno. Ale można posnorklować. Coś za coś ;)



Generalnie wybór odpowiedniej plaży zależy od preferencji. Jeśli poszukujesz spokoju, relaksu, pięknych wschodów słońca, wodospadów i niższych cen, wówczas Thansadet Beach jest idealna. Ceną za te rozkosze jest relatywnie trudny dostęp do Internetu i dojazd do miasta.



Jeśli natomiast zależy komuś na niekończącej się imprezie, snorklowaniu, pięknych zachodach słońca, stałym dostępie do prądu i neta, wówczas bardziej komercyjne i łatwiej dostępne plaże mogą okazać się lepszym wyborem. Minusem tutaj są ceny i kolorowe (lub czasem białe, ładniejsze) worki z ryżem często poukładane wzdłuż plaży w charakterze wałów rozbijających fale (wrzucamy z dwie fotki worków przy czterogwiazdkowych rezortach).



Przyjechaliśmy tu na infinite relaks, poczytać, popływać, dobrze zjeść, nie wydać fortuny, spędzić spokojnie Święta, Sylwestra, posłuchać fal i szumu morza. Wybraliśmy Thansadet.



Wybór ten okazał się nadwyraz trafiony, ale rozpatrywaliśmy też opcję spędzenia Sylwestra na innej wyspie (Koh Samui, Koh Tao) lub innej plaży. Okolice Świąt i Nowego Roku są jednak szczególnie tłocznym okresem, zatem nie mieliśmy zbyt wielu opcji bez wcześniejszych rezerwacji. Wszystkie bungalowy w Thansadet Seaview były na Nowy Rok zarezerwowane. Musieliśmy więc szukać czegoś innego. Miejsc na bardziej komercyjnych plażach brak. Znaleźliśmy tylko jedną rozsądną finansowo dostępną opcję. Przy samej plaży Thansadet była wolna ostatnia chatka za 400 bahtów za noc! Położenie idealne (20 metrów od plaży, a jednocześnie wolna od plażowego zgiełku) i cena niższa niż w Seaview. Lol. Bierzemy ;) Zostajemy tu do drugiego stycznia 2012 :) Snorkeling musi poczekać do Malezji, Indonezji, Australii lub Wysp Cook'a hrhr.



Święta spędziliśmy w Seaview u Patrick'a. Za 350 bahtów na osobę przygotował taką ucztę, że minął już tydzień od Wigilii, a my dalej jesteśmy w szoku ;) Poznaliśmy też fajną parkę z Kanady - Abbie i Mike'a. Pozdrawiamy! Przednio się razem siedziało i wcinało :) Tylko ciężko powiedzieć kto łącznie zjadł więcej, my czy oni hehe.



Cała impreza była w charakterze bufetu. Najpierw zaserwowano spring rollsy giganty (sajgonki) w dwóch wydaniach i dwa rodzaje tajskich smażonych pierożków. Do tego pycha sałatka i trzy rodzaje sosów. Na drugi rzut przyszły krewetki królewskie w panierce. Złowione rano, świeże, złociste i genialne! Chwilę później podano trzy rodzaje mięska grillowanego na patyku (świetnie doprawionego) i zupkę kremowo - grzybową. W tym momencie już mało kto jest w stanie zjeść więcej. A nie było jeszcze dania wieczoru hrhr. Dowalili do pieca serwując ów gwóźdź programu, czyli dwie grillowane w folii wielkie (kilka kilogramów każda) rybki - King Fish i Queen Fish. Jedna zrobiona była w całości, druga w formie medalionów. Obie przyprawione bosko. Wszelkie sosy, różne sałatki i patykowe mięska były donoszone na bieżąco. Mega szok, ale 90% jedzenia zniknęło! Sam zeżarłem z 2 kilo strawy lol :) Magda też (albo i więcej hehe, mój klopsik :*). Nadszedł czas na deserek. Ogromne półmiski ze świeżymi owocami ledwo zmieściły się na stole. Pierwszy raz w życiu mogliśmy posmyrać i zjeść włochato - kolczate owoce liczi. Śmieszna sprawa - liczi wygląda jak śliwka na sterydach z miękkimi kolcami. Pod twardą skórką kryje się przezroczysty słodki i pyszny owoc. Mniam. I to jeszcze nie był koniec mweheh. Jak zobaczyłem Patrick'a niosącego wiadro z deserem to prawie spadłem ze skały w przepaść :) Oryginalny tajski deserek to mleczno - kokosowa słodka zupka z bananem. Pyszne jak wszystko tutaj.



Poszukiwacze spokoju i wytwornego jedzenia będą się czuli w Thansadet Seaview bosko. Podejście i życzliwość właścicieli i personelu to przykład dla innych rezortów ;) O kuchni już nie wspominamy, bo jej klasa to rzecz oczywista. 10/10.



Jeszcze tylko nawiązując do Seaview musimy napisać o śniadankach. Byliśmy tam 6 dni i jedliśmy 6 śniadań. Mamy śniadaniowe odkrycie roku hehe. Codziennie wpieprzaliśmy banana porridge (owsiankę z bananem lol) + tosta z masłem i dżemem. Do tego pyszna kawusia na pół i codziennie inny sok ze świeżych owoców. Ma-sa-kra.



Następne 5 nocy spędziliśmy na dole przy plaży w chatce należącej do rezortu JS Huts. Początkowo codziennie wpieprzaliśmy gdzie indziej i najbardziaj pasowało nam jedzenie w restauracji Plaa's wysoko na skale. Było tam także najtaniej i najmilej ;)



Aby się tam dostać, trzeba znać tajemne skitrane przejście (110 centynetrów wysokości) pod skałami przy morzu. Potem jedne schodki w górę, drugie schodki w górę, mijamy spasioną dziką świnię (ich maskotka - pupilek) i ostatnie schodki w góre na lewo. Voilla. Jesteśmy w knajpie z przypuszczalnie najlepszym widokiem (i jedzonkiem) w tej części cypelka.



Tak nam się tam podobało, że postanowiliśmy wciąć tam sylwestrową kolację :) A wybór prosty nie był, bo były przynajmniej 4 ostre opcje:



1. Największa na świecie impreza plażowa (50 tysięcy ludzi) - Full Moon Party. Opcja dla imprezowych hardkorowców. Taxi 600 bahtów za osobę w obie strony + 100 bahtów wejście na plażę + z 500 bahtów na jedzenie + 600 bahtów na chlanie + 200 bahtów na kolorowe koszulki i jaskrawe farby do ryja = przynajmniej 2000 bahtów na osobę.

2. Bufet BBQ na plaży w restauracji Mai Pen Rai. 500 bahtów na łeb, sporo jedzonka (ale mniej niż u Patrick'a na Wigilię). Impreza się nie odbyła - za mało chętnych hrhr.

3. Bufet BBQ na plaży w restauracji JS Huts. 350 bahtów na łeb, do wyboru z trzy rodzaje rybki i tyle. Nic specjalnego jak za takie pieniążki.

4. Kolacja w Plaa's Restaurant. Wydajesz ile chcesz, jesz co chcesz, a i tak wyjdzie taniej :) Zjedliśmy królewskie jedzenie i ochlaliśmy się jak bąki za 580 bahtów na łeb. Warto, cicho, spokojnie ;)





Jedzenie było wspaniałe. Zaczęliśmy od grzanek czosnkowych z serem i sałatki z rybką z pary. Pychota. Na drugi rzut zamówiliśmy kluseczki z sosem śmietanowo - grzybowym, wołowinę smażoną z czosnkiem i pieprzem, puree i tajską sałatkę z sosem słodko - pikantnym. Ledwo udało nam się wszystko zjeść. Podzieliliśmy się nawet z rudo - białym kotem :) Wpieprzał kluchy, aż uszy mu się trzęsły hrhr. Porcje ogromne, najwyższa klasa przyrządzenia.



Trunków także nie szczędziliśmy. 6 ogromnych piw (Chang i Leo) 0,675 l + koktail mleczny z kokosa + szot ciepłej wódki :) Chang jest cięższy (6,5%) od Leo (5%). Oba pyszne.



Koło 23:00 zeszliśmy na dół. Dziabnęliśmy jesio jednego Changa na plaży i poszliśmy do Mai Pen Rai. Zostało 10 minut do Nowego Roku ;) W ruch poszły lampiony. Ładnie wyglądały, prawie jak te z Tangled hrhr. Magda dostała ogromny lampionik i pełna odwagi i determinacji dumnie napełniła go ciepłym powietrzem :) Nie każdemu się udawało. Spora część płonęła jeszcze na ziemi lub chwilę po starcie hehe. Lampiony były wielkie (ze 150 centymetrów), więc nietrudno było je zjarać ;p



Chcieliśmy coś jeszcze przetrącić, ale wszędzie kuchnie były pozamykane. Miałem ogromną ochotę na koktail kokosowy w Mai Pen Rai (smakuje jak mleczko w tubce hrhr), ale niestety musimy poczekać do rana. Nie ma koktaili, nie ma jedzenia :) Idziemy spać hehe.



EDIT:

Rano kupiłem ten wymarzony koktail w Mai Pen. Smakował plastikiem hrhr. Jakbym gryzł linijkę lub długopis i zagryzał kruszonym lodem ;) Kupa!



Przed nami ostatni dzień na wyspie. Wypoczęliśmy tu jak nigdzie wcześniej. Plaża, morze, hamak, piwko, pyszne jedzenie, koktaile, spacerki, wodospady i wycieczki skuterem. Moglibyśmy tak spędzać czas przez najbliższych kilka lat. Szkoda, że nie płacą za opieprzanie się pod palmami :)



Jakoś łatwiej tutaj poukładać sprawy sportowo - rozwojowo - jedzeniowe. Codziennie wcinamy lekkie i zdrowe śniadanko. Potem szósteczka Veidera i kilka rund w morzu dookoła skał. Do tego spacer po górach na inne plaże lub wodospady i już mam z 3 kilo mniej od przyjazdu tutaj hehe. Świetnie też się czyta na hamaku przed domkiem. Udało mi się łyknąć pół mojej powtórki z Cisco, a Magda leci twardo z trzecią częścią Mistborna :)



Z Koh Phangan płyniemy z firmą Songserm (za THB350, czyli o 100 bahtów taniej niż z Lomprayah) do Surat Thani. Tam spędzimy jedną noc i przez Hat Yai jedziemy do Malezji. Bilety na transport do Surat można kupić albo w okienku w porcie (Songserm), albo naprzeciwko portu po drugiej stronie drogi (Lomprayah). Biura podróży i hotele kroją około 50 bahtów od biletu za pośrednictwo w zakupie.



Na pożegnanie, w przeddzień wyjazdu mieliśmy jeszcze niewielką przygodę ;) Poszliśmy sobie spokojnie wcinać obiadek do naszej ulubionej knajpy - Plaa's Restaurant. Zerwał się sążny wicher, a razem z nim rzęsisty deszcz. Wykorzystaliśmy chwilę przerwy w deszczu i polecieliśmy do naszej chatki. A tu bonus. Chatka pływa :) Wszystko co się suszyło na dworze było całkowicie mokre, dach przecieka, na wyrze kałuża, kilka ciuszków podtopionych hehe. Zagadaliśmy do managerki obiektu (JS huts) i musimy przyznać, że jak na chwilowe możliwości stanęli na wysokości zadania. Trzeba było się przypomnieć dwa razy, że czekamy grzecznie na ich interwencję, ale koniec końców przyleciały trzy osoby (lol) ogarnąć kuwetę. Nie mieli wolnych bungalowów na zamianę, za to zmienili materac, wymienili całą pościel, ręczniki, zamietli i przestawili wyro tak, że jak będzie w nocy padać to tylko połowa łóżka zmoknie, a nie całe. Zawsze coś ;) Mamy nadzieję, że jednak nie będzie w nocy padało hrhr.



EDIT:

Lało jak z cebra! Przesunięte wyro pomogło tylko trochę ;) Na ⅓ szerokości woda leciała ciurkiem. Musieliśmy zamknąć okna z niezadaszonej strony domku. Tak wiało, że deszcz wlatywał przez jedno okno i wylatywał przez drugie hrhr. Dodatkowo tam, gdzie nie padało, też padało tylko mniej :) Spaliśmy (lub przynajmniej staraliśmy się spać) przykryci ręcznikiem. Tutaj bardzo wyszukana konkluzja: lepiej się śpi jak jest sucho i nie przecieka dach lol ;]



POGODA:

W kratkę. Na 11 dni były tylko 3 dni słoneczne. Poza tym było cieplutko, ale pochmurnie, wietrznie i lubiło czasem popadać. Średnio 28 stopni w dzień i 26 w nocy.



PODLICZENIE KOSZTÓW (dla dwóch osób):

- Speed boat + autobus Koh Phangan - Surat Thani: THB700

- 6 noclegów w Seaview Thansadet: THB3000

- 5 noclegów w JS Huts: THB2000

- Taxi (pick-up service) Thongsala Port - Seaview Thansadet: THB350

- Taxi JS Huts - Thongsala Port: THB400

- Zakupki (krem Nivea SPF10 THB 330, krem Nivea SPF50 THB370, kapelusz THB150, 2x piękna (serio ładna) paszmina THB 300, spodenki plażowe THB180, japonki THB180, 2x czapka Mikołaja THB50): THB1460

- Zakupki jedzeniowo - śniadaniowe, Tesco Lotus (płatki Nestle Corn Flakes THB 100, płatki Nestle Nesquick THB120, 2x jogurt 400 ml THB45, 4x mleko 250 ml THB45, gumy Winterfresh duże THB50, 6x kawa w puszce THB70, spora gałązka liczi THB25, 2 kg bananów THB35, 3x pomarańczka THB30, 6x woda 500 ml THB35, ciastka z czarną pożeczką (pycha) THB25, ciastka maślane THB20, 2x Kitkat THB30): THB600

- Skuter na dwie doby (Seaview, Yamaha 125cc, automat): THB400

- Paliwo do skutera: THB160

- Woda w Seaview (refill, 10 litrów): THB100

- Napoje extra w Seaview: THB60

- Woda w JS (refill, 6 litrów): THB90

- Śniadania (6 pierwszych śniadań), Seaview (2x owsianka bananowa THB120, set śniadaniowy 1: 2x tost, masło, dżem, duża kawusia THB65, sok ze świeżych owoców THB40): THB225 x6 = THB1450

- Obiady (4 różne: 22go, 24go, 26go i 27go), Seaview (sagana z drobiu, puree, nam tok, noodle smażone z warzywami, kolorowe curry, ryż, sałatki: wielowarzywna, pomidorowa i ziemniaczana, kurczak smażony z kukurydzą i cebulką, kilka piwek): THB400 x4 = THB1600

- Kolacja wigilijna w Seaview THB700 + 6 piwek THB300 = THB1000

- Obiad (23go), knajpa 50 min od Thansadet na północ przy brudnej plaży (beef burger THB90, sałatka tajska THB90, noodle z warzywami THB100, 2x piwko THB160, 2x soczek THB100): THB540

- Obiad (25go), knajpa 1.5h od Thansadet na północ, Starhut (3x soda z limonką i lodem THB210 (lol!), Redbull THB30, bolognese THB150, tajski omlet nadziewany warzywno - drobiowym farszem THB120, sałatka z pomidorów THB100): THB610

- Obiad (28go), John's pub & restaurant (angielska restauracja), Thongsala (paja nadziewana sosem śmietanowym z porem i kurczakiem + ziemniaki puree THB225, nachos z wołowiną i fasolką + ser THB240, 3x piwko Chang THB180): THB645

- Obiad (29go), Mai Pen Rai, Thansadet (warzywa smażone w sosie słodko - kwaśnym z kurczakien THB 110, noodle smażone z warzywami i kurczakiem THB100, 2x ryż THB50, sałatka ziemniaczana THB90, koktail kokosowy THB50, piwko Chang duże THB80): THB480

- Obiad (30go), Plaa's Restaurant, Thansadet (smażone noodle jajeczne z warzywami i rybką THB85, pat thai: smażone białe noodle z warzywami, jajkiem, kurczakiem i orzechami w sosie słodko kwaśnym THB90, sałatka warzywna z bagietką i masłem czosnkowym THB85, piwko Chang duże THB80): THB340

- Obiad (1go), Plaa's Restaurant, Thansadet (krakersy krewetkowe THB60, warzywa w sosie słodko - kwaśnym z kurczakiem THB80, sałatka ziemniaczana z jajkiem, bagietką i masłem czosnkowym THB90, noodle jajeczne smażone z warzywami z rybką THB85, sałatka z warzyw z jajkiem, bagietką i masłem czosnkowym THB85, 2x Cola THB60, Tonic THB30, soda z limonką i lodem THB40, ciacho czekoladowe THB40): THB570

- Kolacja sylwestrowa (31go), Plaa's Restaurant, Thansadet (grzanki z czosnkiem i serem THB75, tajska sałatka z rybką THB95, spagetti w sosie śmietanowo - grzybowym THB100, wołowina smażona z chili i pieprzem THB120, ziemniaki puree THB75, sałatka z warzyw z bagietką i masłem czosnkowym THB85, 4x piwko Chang duże THB320, 3x piwko Leo duże THB270, koktail kokosowy THB50, szot wódki THB60): THB1250



Łącznie: THB17805
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (45)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (5)
  • sobie frunie
    rozmiar: 325,51 KB  |  dodano 2 lata temu
     
  • do portu Tongsala :)
    rozmiar: 404,39 KB  |  dodano 2 lata temu
     
  • zaczyna padać
    rozmiar: 1,31 MB  |  dodano 2 lata temu
     
  • sobie chodzi
    rozmiar: 1,04 MB  |  dodano 2 lata temu
     
  • się zrywa :)
    rozmiar: 761,22 KB  |  dodano 2 lata temu
     
Komentarze (3)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
sadam
sadam - 2012-01-05 13:49
mam nadzieję, że jesteście zdrowi; ja na 100% już po takiej mokrej nocy bym się rozchorował

nie przypominam sobie żebyście pisali o muzyce, czego oni słuchają np. w restauracjach, no chyba że nie ma o czym :P

widoki macie niewiarygodne!
 
deryngs
deryngs - 2012-01-07 15:59
Nie było tak źle - mokro, ale dalej z 27 stopni ;)

Już nadrabiamy muzyczne zaległości opisowe :)

W Indiach jak to w Indiach, zassij jakikolwiek hit Bollywood z festiwalu Divali i zobacz hrhr. To co leci w filmach, leci w autach, domach, restauracjach i sklepach. Bollywood wyznacza trendy muzyczne i styl w większości społeczeństwa lol. Piskliwe głosy laseczek, hinduskie zaciąganie u gostków, ogólnie tandeta jak cholera :)

W Chinach sprawa wygląda inaczej i zróżnicowanie jest większe. Chińczycy zaklinają się, że nie kopiują Japonii. Ba, mówią że wręcz ich nie kochają :) Oczywiście nieprawda - młodzież ubiera się w mangowym stylu i często słychać japoński pop lub chiński pop, który jest identyczny jak japoński, tylko po chińsku hrhr. W większych miastach leciało wszystko - zaczynając od Backstreet Boys, idąc przez Michael'a Jackson'a i kończąc na Abbie. Jedna z naszych hostek (Jing) słuchała rosyjskich nut, utożsamiając się z rosyjską kulturą, historią i muzyką. Jasio słuchała chilloutu, a Nancy Boba Marley'a hehe.

W Kambodży, Wietnamie i Tajlandii nie mieliśmy okazji poznać preferencji i upodobań muzycznych mieszkańców, ale wiele wskazywało na patriotyczne podejście do rynku muzycznego :)
 
zuzkakom
zuzkakom - 2012-01-13 17:48
przy Waszej Wigilii kapucha z grochem brzmi koszmarnie prostacko :P
 
 
deryngs
deryngs
Magda i Maciek
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 82 wpisy82 170 komentarzy170 2814 zdjęć2814 51 plików multimedialnych51
 
Nasze podróże
12.10.2011 - 16.04.2012
 
 
17.08.2013 - 02.09.2013