2011-12-15 do 16
Wietnam, Saigon
Z okien pociągu Saigon wygląda jak Mumbai. Jest brudno i śmierdzi slumsem. Trochę lepsze wrażenie odnosi się po wyjściu z dworca.
Spóźniony pociąg przyjechał o 6:30 zamiast o 5:00. O 7:30 jest szybki bus do Phnom Penh w Kambodży. Biuro sprzedaży biletów i odjazd busa jest z ulicy 237 Pham Ngu Lao. Wklepałem adres do GPSa. Aż tak daleko nie jest, 7 czy 8 kilometrów. Mamy niecałą godzinkę, żeby tam dotrzeć.
Taksówkarze są tutaj szczególnie natarczywi i irytujący. Trzeba się uzbroić w cierpliwość. W przeciwnym wypadku można ocipieć ;) Weszliśmy do taksówki. Nauczeni poprzednimi doświadczeniami z przeklętymi kierowcami, od razu włączam navi i siadam z przodu. Pokazuje kierowcy adres na telefonie:
Mekong Bus Station
237 Pham Ngu Lao Street
District 1
Gość machnął głową i ruszył. Po przejechaniu kilkuset metrów wjechał w ulicę prowadzącą w przeciwnym kierunku. Widzę na nawigacji, że nasza ulica jest nie w tę stronę. Pytam, czy wie gdzie jechać. Nie rozumie słowa po angielsku. Dziwne, przed chwilą jeszcze gadał ;) Nieistotne to jednak, sram na jego językowy skill. Pokazuje mu GPSa. Zawracamy. Jedziemy tak sobie w milczeniu, przejechaliśmy już 10 km, na taksometrze mamy $5. Jesteśmy na ulicy Pham Ngu Lao. Pokazuję kierowcy na palcach numer budynku: 237. Mówi, że nie ma takiego. Odzyskał głos i przypomniał sobie nagle podstawy angielskiego lol. Dowiedzieliśmy się właśnie, że jesteśmy w dystrykcie 8, a wskazany adres jest w dystrykcie 1. What the heck? Pokazaliśmy kierowcy adres wsiadając do taxi. Jadąc sobie spokojnie kutach nie wspomniał nic o tym, że jest więcej ulic o nazwie Pham Ngu Lao w Saigonie.
Musieliśmy wrócić prawie do dworca, a następnie jechać na wschód. Szukana ulica jest max 3 kilometry od peronów. Pham Ngu Lao leżące kilka kilometrów na północ to nie to czego szukamy. Anyway, po 1,5 godziny jazdy w taxi dotarliśmy wreszcie na miejsce. Mogliśmy iść tam piechotą, a tak daliśmy się zruchać na 14 dolarów! Nasza konkluzja jest taka: w ogóle nie ma znaczenia jak bardzo uważasz, z jaką szybkością pracuje twój mózg ani jak dużo czytałeś o niebezpieczeństwach czyhających w danym mieście i kraju przed przyjazdem. I tak zostaniesz wyruchany na pieniążki przez taksówkarzy. Oby tylko raz ;)
Na szczęście kara spotkała naszego kierowcę ^^ Przywiózł nas pod samo biuro rezerwacji biletów (bez GPSa, świetnie znał nazwy ulic i okolicę). Chciał być pro i zawrócić na mega ruchliwej głównej ulicy. Pomysł wydał mi się średni, ale miałem nadzieję ktoś go stuknie za karę za bycie głupim bambusem. Cofamy sobie spokojnie, widzę za nami autobus i cieszę ryj z partyzanta. On go nie zauważył. Jebudu! Prawie zdechłem ze śmiechu :) Wściekły kierowca autobusu wybiega jak rakieta i wali wielkimi łapskami w pokrywę bagażnika. Korek motorów ma już z 30 metrów. Nie słychać własnych myśli, tylko ciągłe trąbienie przynajmniej stu pojazdów mweheh. Nasz driver dalej stoi w poprzek drogi. Jest taki zestresowany, że nie może podjechać pod krawężnik, silnik zgasł mu trzy razy pod rząd. W końcu podjechał. Teraz cofa. Potrącił skuter. Na szczęście skuterowi nic się nie stało. Gość za to ma rozwalone pół tylnego zderzaka hrhr. Na autobusie jest tylko niewielka rysa. Przykro nam ;) Tricky Taxi fag-Driver Fail!
Następną misją jest kupno biletu do Phnom Penh. Weszliśmy do biura T. M Brother's Cafe, pod hotelem Hanh Hoa. Mamy bilet na 9:15 za $9 od osoby. Jest pro. Dla pewności omówiliśmy sprawę wizy do Kambodży i poprosiliśmy o resztę w dolarach. Przecież nie potrzebujemy już wietnamskiej gotówki :)
Mamy autobus - sleeper. Pierwszy raz będziemy takim jechać :) Wyrka na dwóch poziomach umiejscowione są w trzech rzędach. Są dość wygodne. Jeśli wszystkie dłuższe trasy obsługiwane są przez takie autobusy, to chyba lepiej jechać sleeper-busem aniżeli pociągiem. Bilety autobusowe są około 3 razy tańsze niż te na pociąg.
Jedziemy sobie zadowoleni już z dwie lub trzy godzinki ;) Czytamy, gramy, podsypiamy - jest spoko. Powinniśmy zbliżać się już do granicy z Kambodżą. Włączamy GPSa i nie wierzymy własnym oczom. Jesteśmy w ⅓ drogi z Saigonu z powrotem do Nha Trang :) Dzielimy się naszymi spostrzeżeniami z kierowcą i oczekujemy jakiejś propozycji rozwiązania problemu. Słyszymy w kółko "I don't knooooouuw". Totalna zlewka. Pokrzyczeliśmy na niego trochę i od razu zrobiła się przyjemniejsza atmosfera hrhr. Nie było szans, żeby się z nim dogadać. Poprosiliśmy o użyczenie telefonu jednego z pasażerów. Dzwonimy do biura w Saigonie :) O dziwo są dość pomocni. Mamy wysiąść na postoju w Mui Ne, czyli mniej więcej w połowie drogi do Nha Trang. Tak zrobiliśmy i przesiedliśmy się z powrotem do autobusu do Saigonu. O 20:00, po ponad 10 godzinach bezcelowej podróży wróciliśmy do punktu wyjścia.
Przed nami ciężka przeprawa przez negocjacje dotyczące wymiany biletu na jutrzejszy dzień. W normalnym kraju biuro starałoby się zrekompensować klientowi pomyłkę. Tutaj jednak kasjer pyskuje, każe nam siebie słuchać, twierdzi że sami chcieliśmy bilet do Nha Trand a nie do Phnom Penh (brzmi podobnie, right!?). Żebyśmy nie wspiminali wcześniej o kambodżańskiej wizie albo o tym, że nie potrzebujemy już wietnamskich pieniędzy. Do rozmowy przyłączył się drugi kasjer i stwierdził, że słyszał jak razem zamawialiśmy bilet do Nha Trang. Prawie z bani dostał, nie mogłem już wytrzymać. Dostaliśmy bilet na rano i gość bezczelnie wyciąga łapę i mówi "dwadzieścia dolarów". Tego było za wiele. Zmarnowali cały nasz dzień, musimy zmieniać plany i terminy, tłumaczyć się przyszłym hostom z przesunięcia daty przyjazdu i dodatkowo jesteśmy zmuszeni do spędzenia nocy w Saigonie. Na domiar złego chłopcy do nas krzyczą. Zmieszałem ich z błotem tak, że ciężko znaleźć ekwiwalentne sformułowania bez użycia kolokwializmów. Stanęło na tym, że nie dopłacamy nic i mamy tańszy bilet.
Ulice dookoła nafaszerowane są hotelami. Odwiedziliśmy z pięć. Wszystkie rekomendowane przez LP są dwukrotnie droższe niż trzy lata temu. Najtańsze opcje spania to $10 za pokój dla dwóch osób. Hoteli w tej cenie jest przynajmniej kilka, my zdecydowaliśmy się zostać w hotelu Ocean (Pham Ngu Lao 217). Jest czysty, niewielki i wystarczający.
Teraz idziemy jeść. Wiedzieliśmy Pizzę Hut po drodze. Tam zaczynamy jedzeniowe poszukiwania. Niestety menu jest gówniane i w dodatku drogie. Jest dużo potraw z ryżem, lol. Polataliśmy dookoła backpackerskiej ulicy i znaleźliśmy knajpę z wymarzonym menu. Wzięliśmy sałatkę caprese, nachos z fasolką i z serem oraz pizzę salamino picante. Caprese to był błąd, mozzarella była żółta i soczyście polana olejem słonecznikowym, zamiast oliwą. Za to nachos i pizza były pycha!
Jest tu od groma białasów. Co ludzie robią w Saigonie, gdy jest tyle innych ładniejszych miejsc w Wietnamie? Ciężko lubić smród i bałagan. Przypuszczam, że turyści lgną do malutkich barów z piwem z nalewaka ;) Są tutaj co 15 metrów. Skubane piwko z tych ulicznych ochlewalni jest naprawdę pyszne.
O 7:45 rano mamy autobus do Phnom Penh. Mamy też nadzieję, że nie będzie już więcej niespodzianek. Spod biura odebrał nas jakiś Stefan i zaprowadził do autobusu. Szczerze mówiąc był to jeden z najlepszych autobusów ever. Na pokładzie kibelek, ogromne fotele i pomocny guide.
Przejście graniczne Wietnam - Kambodża wymiata. Odnowione, czyste i bezproblemowe. Każdy jest sympatyczny. Wszystkie formalności zajmują może 15 minut ;) Sprawnie i szybko docieramy do Phnom Penh. Wybaczamy też firmie T. M Brother's Cafe i życzymy im lepszej selekcji pracowników do biura w przyszłości. Polecamy także firmę transportową Sorya Transport. To oni obsługiwali linię Saigon - Phnom Penh.
POGODA:
W końcu normalna. Nie pada, wiatr nie urywa głowy i nie ma mgły ;) Świeci słońce i jest fajnie. 29 stopni w dzień, 25 w nocy. Ciepło :)
PODLICZENIE KOSZTÓW (dla dwóch osób):
- Autobus Saigon - Phnom Penh: $18
- Hotel Ocean (1 noc): $10
- Taxi dworzec - Pham Ngu Lao: $14
- Zakupki (woda 3x VND25k, 2x bagietka z serem VND30k, owoce VND30k, apteka VND20k, kawa VND10k, 2x herbata wietnamska VND30k, pierdoły VND50k): VND195k
- Obiadokolacja (1. Dzień), jakaś pizzeria na ulicy (caprese, nachos, salamino picante pizza, 3x Cola): VND330k
Łącznie: $42 + VND525k
Na koniec kilka wietnamskich faktów i przemyśleń:
- Wietnam jest znacznie tańszy od Chin i tylko trochę droższy od Indii.
- Generalnie Wietnam to świetny kraj zarówno na zwiedzanie, jak i na plażę. Polecamy!
- Nie czuliśmy się niebezpiecznie. Z naszych obserwacji wynika, że jedynym realnym i nagminnym finansowym zagrożeniem są standardowo kierowcy taksówek, riksz i motorów oraz mniejsi sprzedawcy.
- Jedzenie w Wietnamie jest 100 razy lepsze niż w Chinach i tylko trochę słabsze niż w Indiach. Lokalna kuchnia to warzywa z pary w lekkim sosie, lekko podsmażane warzywka na chrupiąco, noodle (najlepsze ever), pyszne zupki z bambusem, grzybami i tofu oraz oczywiście ryż podawany na milion sposobów. Wegetarianie będą się czuć świetnie w wietnamskich restauracjach.
- Lokalne tanie piwo (Saigon) jest pyszne.
- Marihuanę i kokainę można kupić co kilka przecznic.
- Najlepiej planować wietnamską wycieczkę w okresie od kwietnia do połowy października. Potem jest mokro i ponuro.
- W Wietnamie warto spędzić przynajmniej 2 tygodnie. Zamortyzują się wtedy koszty kupna wizy i transportu.
- Pociągi są drogie. Standardowy bilet to koszt rzędu 20 - 25 dolarów.
- Autobusy są dobre i niedrogie (przynajmniej dwukrotnie tańsze od pociągów) i stanowią bardzo dobrą alternatywę transportową.
- Recepcjonista w hotelu zarabia $50 miesięcznie.
- Jest relatywnie czysto.
PS. Dwa miesiące wycieczki i przeszło 20 tysięcy kilometrów już za nami! Czas leci szybko. Za szybko ;) Pozdrawiamy!