Geoblog.pl    deryngs    Podróże    Na Końcu Świata    Nadmorskie Nha Trang i deszczu ciąg dalszy ;] Plaże, Long Son Pagoda, Big White Budda, Long Thanh Gallery, Po Nagar Towers, Hon Mieu, Yang Bay Park i galeria sztuki XQ
Zwiń mapę
2011
09
gru

Nadmorskie Nha Trang i deszczu ciąg dalszy ;] Plaże, Long Son Pagoda, Big White Budda, Long Thanh Gallery, Po Nagar Towers, Hon Mieu, Yang Bay Park i galeria sztuki XQ

 
Wietnam
Wietnam, Nha Trang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20879 km
 
2011-12-09 do 14

Wietnam, Nha Trang



W pociągu było cieplutko, max 16 stopni hrhr. Górne wyra gwarantują największy spokój, ale polecamy zaopatrzyć się w szalik i kalesony. W Nha Trang powitał nas sążny deszcz. Wybraliśmy sobie wcześniej hotel, padło na An Hoa. Ostre noty na TripAdvisor, 82 opinie, sporo zdjęć oraz idealna lokalizacja. A to wszystko za 8 dolarów.



Chcieliśmy iść piechotą. Z dworca są z dwa kilometry. Rozpadało się jednak ostro, musieliśmy więc skorzystać z usług naszych ukochanych taksówkarzy. Nie musieliśmy daleko szukać - jeden z nich zaproponował nam transportowy deal. Oznakowana, zielona Toyota z włączonym taksometrem. Jest meter, nie ma ryzyka, lecimy. Jedziemy już dłuższą chwilę, długo za długą jak na dwa kilometry ;) Odpalam GPSa. Zamiast jechać na południe, pojechaliśmy na zachód, a następnie wjechaliśmy w gąszcz niewielkich uliczek, które miały zaburzyć naszą orientację w terenie hehe. Pokazałem szoferowi nawigację. Zmieszany skręcił tam gdzie powinien i do końca trasy jechał już tak jak Bogowie przykazali. Taksometr wskazywał 64k dongli. Powinien wskazać 35k. Niestety, wskazanie taksometra to rzecz święta, zatem musieliśmy grzecznie zapłacić.



Uczulamy tylko ponownie na nieuczciwe zagrania taksówkarzy. W Indiach, Chinach i w Wietnamie są generalnie identyczni (wyjątkami są większe chińskie miasta). Jeśli jest to możliwe, warto zawsze kontrolować drogę na nawigacji oraz należy definitywnie ustalać cenę za kurs przed wejściem do auta, jeśli to nie jest wyposażone w taksometr :)



Hotel nie zawiódł naszych oczekiwań. Jest ekstremalnie czysty, zadbany i podstawowo wyposażony. Brak tylko czajnika w pokoju oraz możliwości kupna kawusi na recepcji (trzeba dymać na ulicę).



Pierwszy dzień przeznaczamy na jedzenie, odpoczynek i rozeznanie ;) Po ogarnięciu pokojowej kuwety poszliśmy polować na obiad. Tutaj przeżyliśmy ostry szok. Tanich restauracji polecanych przez LP już nie ma. Zamiast backpackerskich knajp zastaliśmy knajpy z qrewskim przerostem ambicji. Ceny są przynajmniej 2x wyższe niż w Hanoi i Hue.



Jestem głodny, a tym samym mega zły. Fortuny (jak na wietnamskie standardy) w żadnej spelunie nie zostawię, zatem szukamy dalej. Dodatkowo irytują mnie uliczni handlarze. Każdy z nich wykuł jedną regułkę i powtarza w kółko: "Helloooooouuuu my friend! Where are you from? What's your name? Do you want (...) blablabla?" Gdzie w miejsce "blablabla" wybierz jedną z poniższych opcji:



1. to buy jewellery? (ewentualnie wallet, cigarettes, book, marijuana)

2. a motorbike (lub taxi)

3. to go to the trip tomorrow?



Na początku odpowiadaliśmy grzecznie. Ale za dwudziestym razem wymiękłem. Ofiarą mojego gniewu stał się motoro-taksówkarz. Na ich standardowe pytanie o pochodzenie odpowiedziałem: "it's non of your fucking business". Pan się zdziwił i postanowił drążyć temat. "You want motorbike? What did you say? ". "Fuck you", odparłem wściekły. "Fuck your mother", zakończył konwersację zszokowany pan naciągacz, po czym ruszył z piskiem opon i zniknął w czeluściach ciemnej ulicy. W tym momencie prawie zdechliśmy z Magdą ze śmiechu hrhr.



Znaleźliśmy też w końcu (po 2h szukania) knajpę w zasięgu naszych finansów. Restauracja o nieznanej nam nazwie położona obok knajpy Cafe del Amis. Za 100k ($5) mogą się nażreć i opić dwie osoby. Pyszne piwo Saigon kosztuje tutaj tylko 8k!



Humor lvl up, najedzeni i szczęśliwi idziemy szukać marketu ze śniadaniowym asortymentem. Udało nam się znaleźć markecik. Wszystko spoko, jeno nie było tam pieczywa. Mamy jednak farta, gdyż znaleźliśmy nieopodal niedrogą piekarnię. Temat śniadań mamy zamknięty, plany na najbliższe kilka dni gotowe, idziemy spać zadowoleni.



Jutro idziemy na sytą pieszą wycieczkę po mieście. W jeden dzień strzelimy wszystkie interesujące nas atrakcje. A pojutrze popłyniemy na pobliską malutką wyspę Hon Mieu. Chcemy tam zostać 3 noce ;)



Rano wstaliśmy wcześniej. Przed nami z 20 km do przejścia huh. Zaczynamy od spacerku po plaży. Jest bardzo ładna! Piaseczek fajny, woda czysta (ale bardzo zamulona), jest od cholery miejsca i prawie nikogo tu nie ma. Brzmi nieźle, ale zważywszy na pogodę nie dziwimy się, że jest niewielu turystów. Wiatr jest bardzo silny i co chwilę pada deszcz :(



Docieramy do 19sto wiecznej pogody Long Son i ogromnego białego pomnika Buddy na wzgórzu. Białasek jest spory - ma aż 14 metrów wysokości :) Cały pagodowy park jest w porządku. Pagoda jest ładna i w świetnym stanie. Budda robi spore wrażenie. Całość jest warta odwiedzin. Musimy też wspomnieć o świetnej, ultra taniej wegetariańskiej restauracji, będącej tuż za bramą wejściową na teren Long Son. Tutaj za 60k dongli można się najeść i opić w dwie osoby. Przepyszne zupki z noodlami kosztują po VND15k, a noodle smażone VND20k. Ostro! Jest także sporo potraw z "mięsem wegetariańskim". To nic innego jak mięcho sojowe. Kurczak sojowy wymiata! Mniam.



Z Long Son poszliśmy do galerii światowej sławy wietnamskiego fotografa - Long Thanh'a. Koleś rządzi. I to po całości. Pan Thanh używa analogowej lustrzanki i wszystkie zdjęcia (czarno - białe) oporządza sam. Niewiarygodnie, jak zdjęcia codziennego wietnamskiego życia mogą być ciekawe. Każdy fan fotografii powinien galerię odwiedzić lub chociaż popatrzeć na fotki na necie.



Następnym przystankiem były piękne wieże Po Nagar Cham Towers. Kawał historii zapisany jest w tym miejscu. Same wieże wybudowane zostały między siódmym a dwunastym wiekiem. Buddyści jednak zwykli nawiedzać to wzgórze już w drugim wieku naszej ery. Wieże oferować miały Święty Widok dla Yang Ino Po Naigar - bogini z klanu Liu władającą południową częścią królestwa Chan. W 774, drewniane wówczas wieże zostały zniszczone. Odbudowano je dopiero w 784, tym razem używając kamienia. Miejsce jest klimatyczne. Must see w Nha Trang.



Po drodze minęliśmy też Katedrę zbudowaną w okolicy 1930 roku. Spodoba się entuzjastom francuskiego stylu gotyckiego. Ładna, ale u nas w Europie ładniejsze :)



Na dzisiaj starczy ;) Wracamy pakować się do wyjazdu na wyspę.



Wzięliśmy kąpielówki, stroje, maski, rurki i tym podobne. Szkoda, że nie skorzystamy z tego wszystkiego, ponieważ standardowo pada i wieje :)



Wszystkie łodzie na wyspy Hon odpływają z portu Cau Da Dock (4 km na południe od Nha Trang). Zdecydowaliśmy się na Hon Mieu, ponieważ teoretycznie (zgodnie z LP) są tam niedrogie bungalowy przy plaży ($6). Wyspa Hon Tre odpadła, bo jest za duża i pełna drogich hoteli. Na Hon Mun w ogóle nie ma opcji noclegowych, a tylko snorklingowo - noclegowe. Na Hon Tam jest ślicznie, jeno ceny za nocleg zaczynają się od $250 hrhr.



Nie wiemy jak wygląda sytuacja dla kursów na inne wyspy, ale na Hon Mieu dotrzeć bardzo łatwo. W porcie Cau Da Dock wystarczy zejść na dół przystani. Stojąc przodem do morza, po lewej stronie, równo co godzinę kursuje lokalny prom pomiędzy Cau Da Dock, a wioską Tra Nguyen Village. Kurs w obie strony kosztuje $1 na osobę. Biletów brak, potwierdzeń także, zatem w drodze powrotnej należy mieć nadzieję, że skipper nas zapamięta. Tym samym nie będzie potrzeby płacić jeszcze raz dolca ;) Ostatni kurs z wyspy do Cau Da Dock odpływa około 17:00.



Sama wyspa Hon Mieu ma swoje dobre i złe strony. Poza tandetnym parkiem z akwarium jako atrakcją nr 1, nietrudno odnieść wrażenie że jest to miejsce autentyczne, a turyści to nie jest główny target mieszkańców. Wyspę w max 3 godziny można obejść spacerkiem wzdłuż i wszerz. Podczas przechadzki można zaobserwować sposób życia na wyspiarskiej wiosce. Mężczyźni wypływają na ryby, podczas gdy żony własnoręcznie szyją siatki rybackie i zajmują się dziećmi.



Restauracje jakieś są, ale bardziej dla lokali. Za mały browar Saigon chcieli VND25k. Gwoli przypomnienia napomnę tylko, że za dużego Saigona w Nha Trang płaciliśmy 8k w restauracji hyhy.



Żadnych opcji noclegowych nie znaleźliśmy, przypuszczamy że takowych już nie ma (acz możemy się mylić). Weszliśmy w każdą możliwą uliczkę i bungalowów nigdzie nie było. A nawet jakby były, to i tak chyba nie chcielibyśmy tutaj zostać na noc.



Wysepka jest idealna, żeby zobaczyć prawdziwy Wietnam. Jednak zamiast plaży i miejsc do snorkligu, zastaliśmy idealnie spoty nadające się do następnej odsłony Left 4 Dead. Dodatkowo jakby tutejsze dzieci zamienić w zombie, a ich rodziców w niezainfekowanych pracowników korporacji Umbrella, wówczas stosunek umarlaków do przetrwałych wyniósłby 30:1 ;) Mimo wszystko polecamy Hon Mieu Zombie Island :)



Mając na uwadze fakt, że nasz plan spędzenia kilku dni na wyspach legł w gruzach, chcieliśmy przebookować bilety do Saigonu na dzień lub dwa wcześniej. Niestety pociągi były pełne, zatem zostajemy kolejne 3 noce w Nha Trang. W sumie nie mamy nic przeciwko :)



Dzień ukoronowaliśmy dobrym obiadem w tej knajpie z pierwszego dnia, a następnie kilkoma PYSZNYMI browarami na ulicy (standardowo, krzesełka dla dzieci). Lane duże piwko kosztowało 6k dongli. Przesada. Tak nam smakowało, że na krześle zostawiliśmy netbooka. Dopiero w hotelu (10 minut później) zorientowaliśmy się, że czegoś nam brakuje. Pobiegliśmy z powrotem. Knajpa już była zamknięta,tylko właściciel sprzątał sobie. Na nasz widok wyciągnął spod lady laptopa i grzecznie go oddał. Respect!



Naszła nas ochota na coś bardziej oryginalnego. Czwarty dzień wydawał się idealny na wycieczkę motorem za miasto ;) Znaleźliśmy na necie kilka ciekawych miejsc: wyspę Whale Island, zatokę gdzieś na południu i kilka wodospadów. Jest sporo zdjęć i dużo opisów. Jednak totalnie brak map i konkretnych wskazówek dojazdu. Wybraliśmy wodospad Yang Bay w parku o takiej samej nazwie. Było w sieci kilka zdań o tym jak tam dojechać. Na szczęście przy odbiorze motoru z recepcji hotelowej, pan recepcjonista spojrzał na naszego GPSa. Okazało się, że wszystko jest źle ;) Yang Bay Waterfall znajduje się dokładnie na zachód od Nha Trang. Internetowe wskazówki o podróży na północ to kupa byka (bullshit). Jadąc od strony wybrzeża należy jechać w stronę dworca, minąć Long Son Pagodę po prawej i jechać prosto, czyli na zachód. Po jakiś 20 - 25 kilometrach będą dwa normalne znaki na stalowych słupach, mówiące o skręcie w lewo. Potem cały czas prosto aż do parkingu. Warto zapytać czasem ludzi przy drodze o kierunek, tak dla pewności. Z naszego hotelu pod parking były 43 kilometry.



Yang Bay to fajne miejsce. Ładne kamyki, drzewa, kwiatki, ptaszki i konie. Wodospady też są w porządku, ale nie były za duże. Nie jeden raz w Polsce widzieliśmy większe ;) Lepiej przyjechać tu w słoneczną pogodę. Można sprawić sobie prysznic pod wodospadem. Teraz (w deszczu) ludzie (z Rosji) też zażywali kąpieli, ale w taką pogodę to nic przyjemnego.



Szczerze mówiąc mieliśmy większy fun z samej jazdy motorem ^^ A motorek mieliśmy fajny. Taka nie za duża Yamaha w niezłym stanie. Przejechaliśmy przez kilka klimatycznych wiosek. Nie ma tu żadnych cudów techniki. Wiedzieliśmy jeden mini traktor na polu ryżowym. Reszta ludzi dyma wszystko ręcznie. Fajne zobaczyć "stary" kawałek Wietnamu.



Wycieczki motorem są pro. Tym bardziej nam się podoba, gdyż za dobry motor płaci się $5 za cały dzień (i $1 za litr paliwa). Trzeba jednak bardzo uważać i mieć oczy dookoła głowy. Ulice są zatłoczone przez tysiące motorów i do tego często dziurawe. Niektóre dziurzyska są na tyle duże, że jak się w nie wjedzie to już się nie wyjedzie :) Dodatkowo kierowcy zarówno motorów, jak i samochodów jeżdżą bardzo nieodpowiedzialnie. W Wietnamie jest najwięcej motorowych wypadków na świecie (teoretycznie, jesteśmy pewni że w Indiach jest znacznie gorzej). Wyjeżdżając z miasta widzieliśmy trupa na drodze po wypadku na motorze. Tutaj to nic specjalnego - służby sprzątają bałagan, ludziska zapieprzają obok i nic z lekcji nie wynoszą - dalej jeżdżą za szybko, bez kasku i często pod prąd.



Mimo deszczu i wiatru poszliśmy następnego dnia na plażę. Jesteśmy w końcu nad morzem. Kurtki przeciwdeszczowe pod pachę i idziemy. Udało nam się poleżeć z 2 godzinki w przerwie między deszczem, a deszczem :) Los chciał, byśmy trafili do knajpy przy plaży. Zwała się Louisiane Brewhouse hyhy. Nie dość, że to najładniejsza plażowa restauracja, to w dodatku ważą pyszne piwo w przeszklonym pomieszczeniu. Coś jak Spiż wrocławski. Ceny dość wysokie, ale bez przesady. To była jedna z najlepszych restauracji w jakiej w życiu byliśmy! Wzięliśmy przegląd ichniego piwa (4x 200 ml, po jednym z każdego rodzaju: jasne, mocne, czerwone i ciemne). Każde pyszne. Na koniec sfundowaliśmy sobie wielką pizzę. Pierwszy raz legnicka pizza w Don Giovanni u Kopczy może czuć się zagrożona :)



Przed nami ostatni dzień w Nha Trang. O 12 jest hotelowy check out, musimy się więc spakować, zostawić plecaki na recepcji i gdzieś popaziować przez 3/4 dnia. Wyjazd do Saigonu jest dopiero o 22:08.



Mieliśmy pod hotelem dość ciekawy spot - galerię sztuki i tkanin XQ. Ciekawa opcja. Kilka dziewczyn siedzi cały dzień i wyszywa na tkaninach obrazy. Obrazki wyglądają imponująco i tak samo imponująco kosztują. Ceny oscylują w granicach od 10 do nawet 50 milionów dongów.



Resztę dnia kręciliśmy się jak gówno w przerębli, wcięliśmy mega dobre KFC (100x lepsze niż w Chinach) i poszliśmy na nocny pociąg do Saigonu. Posiedzieliśmy sobie jeszcze chwilę na dworcu i w pobliskiej kawiarni, czekając na spóźniony o 1,5 godziny pociąg ;)



Dla odmiany jechaliśmy soft sleeperem na dolnym wyrze. Standard pociągu jest identyczny jak w hard sleeperze. Różnice są tylko dwie: są dwa poziomy łóżek (4 osoby zamiast 6 w przedziale) oraz materace są trochę grubsze. Warto brać soft tylko wtedy, kiedy nie ma znacznej różnicy w cenie. Na trasie Nha Trang - Saigon różnica między twardym, a miękkim sleeperem wynosiła zaledwie $1 od osoby.



POGODA:

Nie rozpieszczała nas tym razem. Ani jednego słonecznego dnia, pochmurno i deszczowo. Dość ciepło, ale ciągle mokro. Nie było też za zimno - około 24/21 stopni. W połowie października robi się coraz bardziej mokro i ponuro oraz brązowieje woda od mułu i wzburzonych rzek.



PODLICZENIE KOSZTÓW (dla dwóch osób):

- Pociąg Nha Trang - Saigon: $60

- Hotel An Hoa (5 nocy): $40

- Taxi dworzec - hotel: VND65k

- Wejście do Cham Towers: VND40k

- Lokalny prom Cau Da Dock - Hon Mieu - Cau Da Dock: VND40k

- Wypożyczenie motoru (1 dzień): $5

- Paliwo do motoru (3 litry): VND60k

- Wejście do Yang Bay Waterfall Park: VND60k

- Taxi hotel - dworzec: VND35k

- Prowizja za wybranie pieniędzy w innym niż Vietnbank bankomacie: VND20k

- Kosmetyczka: VND140k

- Zakupki (4x chleb tostowy VND80k, 2x tuńczyk VND40k, makrela w sosie pomidorowym VND25k, serek topiony VND20k, 2x ogórek VND5k, pomidory koktailowe 1kg VND15k, kiełki rzeżuchopodobne VND10k, dżem VND20k, ciastka 4x VND50k, woda 5x VND30k, pierdoły VND50k): VND350k

- Kawa na ulicy 8x: VND80k

- Kawki i herbatki gdzieś po drodze: VND100k

- Obiadokolacja (1. Dzień), fajna knajpa koło Cafe del Amis (Vegetarian Special: warzywa smażone, noodle, Cola VND45k, warzywa w sosie słodko - pikantnym VND25k, 4x piwko VND32k, ryż VND8k): VND110k

- Obiadokolacja (2. Dzień), KFC (2x Zinger Combo): VND120k

- Obiadokolacja (3. Dzień), restauracja przy Long Son Pagoda (warzywa z wegetariańskim mięsem VND25k, sajgonki VND15k, kawa VND8k, herbata VND7k): VND55k

- Obiadokolacja (4. Dzień), Louisiane Brewhouse (kawa VND30k, herbata VND25k, przegląd piwa VND100k, pizza 43 centymetry VND185k): VND340k

- Obiadokolacja (5. Dzień), KFC (2x zestaw XL: Zinger, średnie frytki, Cola, sałatka Coleslaw, kawałek kurczaka): VND120k



Łącznie: $105, VND1.735.000
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (72)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (3)
  • fale i wiatr
    rozmiar: 276,07 KB  |  dodano 2 lata temu
     
  • w Yang Bay
    rozmiar: 821,87 KB  |  dodano 2 lata temu
     
  • sika do morza :))
    rozmiar: 391,72 KB  |  dodano 2 lata temu
     
Komentarze (2)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
lucask
lucask - 2011-12-18 18:54
Co Ci tam ptaszek z ucha wyjada hmmm ? :P
Pikne fotki, pikne miejsca!
Pozdro! :)
 
zuzkakom
zuzkakom - 2011-12-23 20:24
Chyba na całym świecie taksówkarze jak widzą turystów to im od razu się papule cieszą; z Waszych opisów wynika, że w Azji i tak nie jest źle, bo w Ameryce Południowej cieszyłam się, jak "tylko" mi zawyżyli cenę ;)
 
 
deryngs
deryngs
Magda i Maciek
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 82 wpisy82 170 komentarzy170 2814 zdjęć2814 51 plików multimedialnych51
 
Nasze podróże
12.10.2011 - 16.04.2012
 
 
17.08.2013 - 02.09.2013