Geoblog.pl    deryngs    Podróże    Na Końcu Świata    Yelu Academy, Hunan University, Tianxin Ge, szanghajscy kseroboje i olej z prosiaka
Zwiń mapę
2011
24
lis

Yelu Academy, Hunan University, Tianxin Ge, szanghajscy kseroboje i olej z prosiaka

 
Chiny
Chiny, Changsha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18552 km
 
2011-11-25 do 26

Chiny, Hunan, Changsha



Tym razem naprawdę mamy nadzieję na coś bardziej kameralnego. LP z 2008 roku twierdzi, że żyje tu 2,1 miliona ludzi. Ależ nic z tych rzeczy :) Dzisiaj jest dwukrotnie więcej hyh. Miasto jest ogromne i jak przystało na stolicę prowincji, w tym przypadku Hunanu, będzie coraz większe.



Jesteśmy tutaj tylko dwie noce, jednak mając na uwadze że przyjeżdżamy późnym wieczorem i wyjeżdżamy dwa dni później w okolicy południa, do dyspozycji mamy jeden pełny dzień na miejscu. Couch requesta przyjęła przemiła chińska dziewczyna, Yan (Jasio!) - edytorka książek pracująca w rządowej agencji :)



Wzięliśmy taxi z dworca. 20 minut, 15 yenów i jesteśmy pod hotelem 3 min od domu naszej hostki. Przyszła Yan i jakby nie zaczęła do nas mówić, to bym jej pewnie nie zauważył hrhr. Sięgała mi do pępka, było już ciemno, więc niełatwo było zauważyć jak się zbliża ;)



Pogadaliśmy sobie chwilę, rozmawiało się przednio i dopiero o 1 w nocy zauważyliśmy, że wypada iść spać. Yan miała na 8 do pracy, więc biedna nie pospała za długo :]



Poza rezydencją Mottiego, była to najlepsza chatka w jakiej mieliśmy przyjemność dotychczas przebywać. Usytuowana w centrum miasta przy samym przystanku autobusowym, ogromna (wielki salon, 3 pokoje, wielki balkon, wielki hall z kuchnią i niemała łazienka + kibel) lol. Po co komuś tak małemu tak ogromna chatka? To nie wszystko. Jej wyro miało przynajmniej 3x2,5 metra i było największym wyrem, jakie w życiu widzieliśmy :) Ueheheeh. Na swoje wytłumaczenie Yan miała pieska - takiego pozytywnego sprężynowatego i włochatego curly psiaka, który bardziej przypominał owcę, aniżeli psa ;p



Rano dojedliśmy ciastka i kanapki z poprzedniego dnia, pieprznęliśmy kawusię, zrobiliśmy pranko (miała pralkę taką, jak używamy w Europie!) i poszliśmy w świat.



Po 25 minutach jazdy autobusem byliśmy pod Uniwersytetem Hunańskim i wejściem do Yelu Park oraz jego klimatycznej konfucjonistycznej akademii z czasów dynastii Song. Całe Yelu jest umiejscowione pośród malowniczych górskich i leśnych krajobrazów parku krajobrazowego High Mountain Park. Wejście do Yelu Academy kosztuje Y40 od osoby, ale definitywnie warto tam pójść. Lepiej zarezerwować sobie przynajmniej pół dnia na pokręcenie się po okolicy. Można wspiąć się na szczyt góry do Loving Dusk Pavilion, skąd widoki pewnie bezwzględnie chłoszczą. Szkoda, że nie mieliśmy czasu, żeby tam pójść. Musieliśmy zadowolić się widokami z dołu.



Następnym przystankiem były stare mury miasta. Chcieliśmy porównać, jak mają się mury z Changsha do tych z Xi'an. Tak jak w terakotowym mieście mury są w świetnym stanie i rozciągają się dookoła całego centrum, tak tutaj ostał się tylko niewielki kawałek - Tianxin Ge. Fajny, ale to generalnie klimat taki jak w Xi'an, tylko o długości może 100 metrów, zamiast kilkunastu kilometrów :)



Z Old City Walls poszliśmy do kompleksu szkół Hunan No 1 Teacher's Training School. Poza częścią nauczycielską, jest tutaj także szkoła średnia, do której uczęszczała Yan i pod którą mieliśmy się z nią spotkać o 18:00. Byliśmy tam co do minuty :) Yan niestety utknęła w korku po pracy, weszliśmy więc do środka pokręcić się trochę. Wchodząc, pani strażnik darła się za nami po chińsku. O co mogło jej chodzić? Whatever ;) Idziemy dalej. Połaziliśmy sobie trochę, nie zobaczyliśmy w sumie nic ciekawego bo było już po zmroku, a wychodząc zauważyliśmy informację, że wstęp jest płatny. Teraz już wiemy co chciała pani strażnik Teksasu :)



Yan wzięła nas na lokalne jedzonko przy niewielkiej zapierdziałej ulicy. Sam zapach przyprawia o mdłości, ale twardo idziemy ;) Zatrzymujemy się przy jednym ze stanowisk. Serwują tutaj placki z głębokiego tłuszczu wieprzowego z nakładanym brudnymi rękoma ryżem i łyżeczką substancji mięsopodobnej. Okrutne, ociekające żółtym smalcem gówno. Nio ale nie wypada powiedzieć koleżance, że takiego żarcia nawet psu byśmy nie dali, więc uśmiechamy się szeroko i jemy ze smakiem ^^



Po takiej królewskiej uczcie idziemy do restauracji. Rozglądamy się po okolicy, padaka i grzyb hehe. Zastanawiamy się, gdzie może być restauracja, bo w zasięgu wzroku jest nieciekawie. A tu niespodzianka. Już jesteśmy ;) Zamawiamy noodle w dwóch opcjach - zwykłe smażone i lokalne ryżowe. Dostajemy kluchy oblane żółtym tłuszczem z prosiaka :) Domawiamy do tego świeże warzywa i zimnego browara. Warzywa pyszne, piwo prawie zamarznięte, nie jest źle :] Na szczęście noodle smakowały lepiej niż wyglądały, więc jesteśmy usatysfakcjonowani. Tym bardziej za 30 yenów za kupę jedzenia dla trzech osób + dwa piwa.



Z knajpy poszliśmy do kolejnego, ostatniego już jedzeniowego stanowiska na deser. Serwują tu dziwne kulki z głębokiego tłuszczu na patyku. Próbujemy, jak mamy zdechnąć to lepiej wiedzieć na co ;) A tu miłe zaskoczenie, kulki z badyla są pyszne! Takie słodkie, chrupiące, miękkie w środku. Jakbym wiedział, że są takie genialne, to zamówiłbym z trzy patyki ;)



Objedzeni fest idziemy na spacerek po okolicy. Tak Chodząc sobie nocą po mieście, trafiliśmy na ulicę Jianghan Lu, która jest wierną kopią szanghajskiej Nanjing Road. Wszystko świeci i cała okolica nafaszerowana jest drogimi sklepami. Widok jest identyczny jak w Szanghaju, zatem do oglądnięcia zdjęć zapraszamy do wpisu z tegoż miasta ;)



Po drodze zahaczamy o dwa bary. Ciężki to wybór, do którego wejść. Barów, pubów i klubów jest zatrzęsienie. Pierwszy był dość burżujski (Y25 za małe importowane piwo, piliśmy Carsberga). Drugi bar był bardziej rockowy, mieli też pyszne chińskie piwko - TsingTao za Y10. Znacznie lepsza opcja ;) Ogólnie w Chinach piwko jest niezłe i lekkie. Ma tylko 3% alkoholu, ale w niczym to nie przeszkadza. Najważniejsze, że bardzo nam smakuje :)



Koło 23 pojechaliśmy do domku. Jutro jest sobota, Jasio nie pracuje. Śpimy ile chcemy ;) Po wstaniu z wyra mamy tylko 4 misje: spakować się, zrobić zakupy na kanapki na cały dzień podróży, przygotować owe kanapki i dostać się na 13:32 na pociąg do Guilin.



Rano kupiliśmy same pyszności - świeży chlebek (14 kromek), 2 pomidory, ogórka, świeże chili (cała tacka, z 30 sztuk), seeeeeerek! do smarowania (4 niewielkie pojemniczki) i w plasterkach (6 lub 7 hochlandowych plastrów), sałatę, jajka (6 sztuk) i wodę (3x 0,5l). Wyobraźcie sobie smak kanapek nafaszerowanych powyższymi składnikami. To najlepsze kanapki, jakie jedliśmy ever! W Chinach szczególnie dobrze smakują hehe.



Policzyliśmy też dzisiaj koszt przyrządzenia takich kanapek. Za 5 ogromnych podwójnych kanapeczek na drogę (10 kromek) + 4 kromki na śniadanie daliśmy w sumie 20 yenów. Za taką kasę można jeść pyszne, bogate i zdrowe jedzonko cały dzień dla 2 osób. Wychodzi zatem po 5 zł na łeb. Da się oszczędzić jak się chce. Od dzisiaj tak właśnie będziemy robić :) A przynajmniej mamy taki zamiar hrhr.



Aktualnie siedzimy sobie w pociągu typu "K" (osobowy) i marzniemy na kość. Klima chodzi na wysokich obrotach, w wagonie jest max 16 stopni. Siedzimy w bluzach i kurtkach hehe. Jedziemy do Guilin, gdzie spędzimy jedną noc. Tam także korzystamy z Couch Surfingu huehue. Tym razem jedziemy do właściciela hostelu, gdzie przypuszczalnie dostaniemy hostelowy pokój. Zobaczymy ;)



Mamy plan, żeby z Guilin pojechać lokalnymi busami na wioskę kilkadziesiąt kilometrów dalej - do Chengyang. Spodobały nam się focie Emilki i Grzały z tego miejsca, jesteśmy świadomi, że są tam kible w stylu "dziura w ziemi pod lasem" i szczerze mówiąc nie możemy się doczekać :) Mamy tylko nadzieję, że prognoza pogody się nie sprawdzi. Na tę chwilę synoptycy przepowiadają 7 stopni w dzień i 0 w nocy hyhy.



Wspomnieliśmy wcześniej o pociągach. Te wszystkie literki K, T i inne mogą się wydawać ciężkie do skumania. Poniżej wrzucamy krótki opis od najsłabszych, do najlepszych:



- typ "bez liter" (sam numer): to dość stary, acz dalej lepszy niż polska osobówka, pociąg, który jest jak nasz pociąg osobowy. Jest MEGA zatłoczony, jedzie powoli i zatrzymuje się na prawie każdej stacji. Unikać na długich dystansach! Max prędkość: 100 km/h.

- typ "T": także dość stary (z 20 lat) i dość zapchany pociąg, będący odpowiednikiem naszego pospiesznego. Prezentuje już jakiś standard, jest klima (piździ w tych pociągach!), w kiblach tragedia, siedzenia wygodne, zatrzymuje się w średnich i większych miastach, max prędkość 120 km/h.

- typ "K": odpowiednik ekspresu. Dość nowy (z 10 lat), opływowy, wygodny, dalej zatłoczony (jak wszędzie w Chinach hehe), kible czystsze, zatrzymuje się tylko w dużych miastach, max prędkość 160 km/h.

- typ "D": pociąg typu "Bullet Train", nowy (z 7 lat), w środku przypomina bardziej samolot niż pociąg, tylko jest o połowe szerszy korytarz i 2x więcej miejsca na nogi. Kible czyste, nie tak zatłoczony, ale dość drogi. Zatrzymuje się tylko w dużych miastach. Max prędkość 250 km/h.

- typ "G": tak jak typ "D", tylko jeszcze nowocześniejszy, nowszy, czystszy i szybszy. W środku wygląda jak najnowsze samoloty hehe. Ludzi mniej, ekstremalnie drogi (jak samolot). Max prędkość 350 km/h, ale teraz ograniczona do 300 km/h ze względu na wypadek sprzed kilku miesięcy. Polecamy bardziej niż samolot :)



Starczy przynudzania :]



POGODA:

Idealna! 22 stopnie w dzień, 15 w nocy. Słoneczko i dobra widoczność.



PODLICZENIE KOSZTÓW:

- Bilet Changsha - Guilin: Y160

- Taxi dworzec - Yan: Y15

- Bilet autobusowy x2: Y8

- Wejście do Yelu: Y80

- Zakupki (chleb, pomidory, ogórek, chili, jajka, woda, szampon, gumy do żucia, pierdoły): Y60

- Browarki w knajpach: Y130

- Wpieprzanie na ulicy (gówno z ryżem w tłuszczu Y5, niezłe noodle smażone + ryżowe + warzywa + 2 piwka Y20, deser Y2, owoce na patyku Y6): Y33

- Obiad (1. Dzień): McDonald's (zestaw dla dwojga): Y40



Łącznie: Y516
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (21)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
geminus
geminus - 2011-12-01 11:50
To wyscie tam placili japonska waluta ? Chyba miales na mysli yuany a nie yeny ? Piekne fotki. Pozdrawiam.
 
deryngs
deryngs - 2011-12-01 14:17
Racja ;) Byłem święcie przekonany, że chiński yuan to w polskim tłumaczeniu po prostu yen. Dzięki i pozdrawiamy!
 
 
deryngs
deryngs
Magda i Maciek
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 82 wpisy82 170 komentarzy170 2814 zdjęć2814 51 plików multimedialnych51
 
Nasze podróże
12.10.2011 - 16.04.2012
 
 
17.08.2013 - 02.09.2013