Geoblog.pl    deryngs    Podróże    Liście Klonu    Czyli 22.5 miliona turystów rocznie i wspaniały, gigantyczny wodospad!
Zwiń mapę
2013
30
sie

Czyli 22.5 miliona turystów rocznie i wspaniały, gigantyczny wodospad!

 
Kanada
Kanada, Niagara Falls
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12261 km
 
Niagara Falls, Ontario, Canada
30/08/2013 (Piątek) - 31/08/2013 (Sobota)

Bedham Hall Bed & Breakfast to kolejny śliczny domek z przełomu XIX i XX wieku zaadoptowany na B&B. Śniadanko pyszne, w kuchni stara zastawa, w pokoju gigantyczne wyro i jacuzzi. 10/10. I patrząc na opinie na Google i TripAdvisor nie tylko my oceniamy to miejsce tak wysoko.

Słońce już zachodziło, kiedy zdecydowaliśmy się pojechać zobaczyć pięknie oświetlony wodospad nocą. Zanim dojechaliśmy na główny parking i doszliśmy na jeden z punktów widokowych było już kompletnie ciemno. Dzisiaj pstrykniemy kilka fotek o zmroku, jutro będziemy podziwiać ten oczojebny cud natury w świetle dnia. Fartem, trafiliśmy też na pokaz fajerwerków. Chyba największy, jaki widzieliśmy dotychczas. Stawiam, że nawet większy niż ten serwowany na festiwalu w Riva Del Garda.

Pierwsze co rzuca się w oczy to chory tłum. Myśląc, że przy Lake Louise jest dużo turystów byliśmy w ogromnym błędzie. Niagara Falls to najliczniej odwiedzana atrakcja turystyczna świata! Grubo ponad 20 milionów ludzi rocznie przyjeżdża tu na wakacje. Ja pierdolę! To jest chore, jebnięte i pochujowane. Acz przyznać trzeba, że mimo iż nie jest to fizycznie największy wodospad na świecie, jego moc i dostępność robią wrażenie. Można go obserwować nie tylko z boku z punktów widokowych, ale też na wiele innych sposobów. Jeśli widok z ziemi komuś nie wystarczy, czemu by nie popatrzeć sobie na wodospad z góry z pokładu helikoptera? Lub zza wodospadu (dosłownie!) docierając doń poprzez wykopane w skale tunele? A może ma ktoś ochotę wpłynąć sobie pod wodospad i popatrzeć na niego z dołu? Tak? Wówczas Main in the Mist może być odpowiednim rozwiązaniem.

Atrakcje oferowane tutaj turystom są na bardzo wysokim poziomie. Są także osiągalne finansowo. Za niewiele ponad $40 od osoby kupiliśmy całodzienny (czy nawet dwudniowy?) karnet, który uprawniał do korzystania z praktycznie wszystkich oficjalnych atrakcji:
- Making of the Falls - historia tworzenia się wodospadu opowiedziana przez animowanego bobra. Następnie film dokumentalny na sporej sali, gdzie poza ekranem rozciągającym się dookoła można było 'poczuć' wodospad na własnej skórze. Wiatr, wstrząsy (ruchoma podłoga) czy waląca po ryju mgła wodna to tylko kilka spośród rozrywek serwowanych wewnątrz pokoju zwanego salą 4D. Teraz już wiemy, skąd wzięła się nazwa i dlaczego dostaliśmy długie sztormiaki do kina :D
- Journey Behind the Falls - podróż korytarzami wydrążonymi w skałach za wodospadem - 2 dostępne punkty widokowe, gdzie można praktycznie dotknąć spadającą wodę i zobaczyć z bliska, jaką to kurestwo ma moc.
- Maid in the Mist - wycieczka statkiem pod sam wodospad. Sztormiaki wskazane, acz nieobowiązkowe. Ci jednak, co zdecydowali się sztormiaczka nie użyć, byli przemoczeni do suchej nitki. Stawiam, że łącznie z gaciami.
- Coś tam jeszcze, jakiś spacerek, ale nie mieliśmy już opcji aby go pierdolnąć ;) Ile można w jeden dzień hehe. Tym bardziej, że miałem przygodę ograniczającą zasoby mojej wycieczkowej siły.

Nie wiem co to było, ale nie podobało mi się. Zaczęliśmy od Making of the Falls. Super fun, elegancka sprawa nie tylko dla najmłodszych. Następnie udaliśmy się na Journey Behind the Falls. Miliard ludzi w kolejce (chociaż sprawnie to szło, trzeba przyznać), idziemy korytarzem coraz niżej, tłum dookoła. Stoimy w kolejce do windy jadącej w dół do tuneli prowadzących za wodospad. Z tego punktu nie ma już odwrotu. Wchodzimy do windy. Śledzik mode on. Ciężko się oddycha. Jedziemy na dół. Po wyjściu z windy wita nas wąski korytarz bez okien (bo niby skąd okna w środku wielkiej skały), kolejka do punktów widokowych, zaduch i 30 stopni. Uczucie, że muszę się pchać w te wąskie korytarzyki bez powietrza napawa mnie niepokojem. Przeciskamy się dalej. Żółte światła korytarza, gwar i tłok. Na dworze jest ciężka aura powstała wskutek mixu wysokiej temperatury, braku wiatru i ogromnej wilgotności powietrza. Tutaj na dole jest znacznie gorzej. Tym bardziej w foliowym sztormiaku. Oblałem się potem i czułem, jak opuszczają mnie siły. Zaczęło mi się robić szaro przed oczami i czułem dyskomfort w klatce piersiowej. Zawał kurwa - myślę sobie. Magda myślała, że żartuję. Usiadłem dupą na brudnej wilgotnej podłodze. Czuję, że za kilkanaście sekund zemdleję. Magda widzi, że to nie żarty, bierze mnie za łapy i ciągnie do punktu widokowego. To najkrótsza droga na 'świeże' powietrze. Dobrze, że wciągnęła mnie tam teraz, a nie kilka minut później. Teraz jeszcze lazłem oparty o ścianę, za kilka minut musiałaby nieść do wyjścia 100 kilogramowego tłuścioszka. Posiedziałem dobre pół godziny na punkcie widokowym starając się zrelaksować, oddychać głęboko i dojść do siebie. Generalnie dziwne uczucie przeszło, ale od tej chwili miałem 1/3 tej energii, którą posiadałem przed wejściem do tych tuneli. Prawdziwą ulgę poczułem dopiero jak wyszliśmy na z tych korytarzy do głównej przestrzennej sali budynku, skąd można było wyjść na zewnątrz jednym z czterech wielkich wyjść. Do dzisiaj nie wiem co to było, zrobiłem wszystkie sercowe badania i są ok, stawiam więc, że mam kurwa klaustrofobię lol. I tak było warto ;P Mamy fajne zdjęcia stamtąd hehehe.

Mieliśmy iść od razu na Maid in the Mist, ale bacząc na wydarzenia sprzed chwili nie wiemy czy uda nam się pójść. Idziemy napić się czegoś zimnego do niagaryjskiej knajpy i może wciągniemy coś, co doda nam sił na dalsze wojaże. Gigantyczna butla wody z lodem na stół i z miejsca +10 do ochrony przed ogniem. Zamawiamy też po zupce cebulowej z grzankami i serem. Była wyborna. Wspaniała. Przechuj.

Teoretycznie nie powinniśmy, ale decydujemy się iść na Maid in the Mist. Wycieczka do Niagary bez wpłynięcia pod wodospad nie może być uważana za zaliczoną. Dodatkowo, jak mam dostać ataku serca, to wolę pod wodospadem w Kanadzie niż przy biurku w pracy :) Z głównego budynku jest z 15 minut spacerku szybkim krokiem do portu, z którego odpływają statki wycieczkowe. Standardowo - kolejka ma kilometr. I standardowo - szybko idzie :P Na każdy statek wchodzi na oko 150 osób, statki są dwa (i kolejne dwa ze strony US), wycieczka tam i z powrotem trwa z 20 minut, daje to przerób prawie tysiąca osób na godzinę. Na szczęście kolejki na statek są na świeżym powietrzu. Jednak dalej towarzyszy mi uczucie jakbym stał w kolejce do dziekanatu na Politechnice Wrocławskiej. Sztormiaczek zakładam dopiero pod samym wodospadem - zdechłbym zakładając go wcześniej. Telefon skitram w foliowy rękaw. Magda schowa aparat pod pazuchę. Postaramy się zrobić kilka zdjęć i filmików mimo wszystko. Wycieczka pod wodospad jest świetna i jak najbardziej warta zainwestowanego czasu i pieniążków.

Teraz dopiero można było stwierdzić, że czuło się moc Niagary z każdej strony. Nie ma co, jest pierdolnięcie fest!

Tak jak od strony atrakcji sprawa wygląda wyśmienicie, tak kulinarnie Niagara leży i kwiczy. Znowu w zasięgu spaceru jest samo gówno pokroju tego co zastaliśmy w Wasadze. Do restauracji (jedynej w okolicy, tam gdzie jedliśmy zupkę) czeka się teraz z godzinę lub lepiej na stolik. Google wskazuje kilka średnich restauracji w nasranym lampkami, kolorowym centrum miasta. Żeby uniknąć rozczarowania, bierzemy sobie sushi ze stoiska na środku korytarza pod jednym ze sklepów i idziemy je zjeść na ładnym zielonym pagórku z widokiem na wodospad.

Jednej rzeczy nie zrozumiemy nigdy. 150 metrów za nami jest parking. Na tym parkingu stoi w 4 rzędach z 2000 aut. Parking ma gdzieś z kilometr długości. Wzdłuż całego parkingu jest dwumetrowy pas trawy. Dookoła parkingu jeździ non-stop 100 samochodów w poszukiwaniu miejsca. Smród spalin i tłok. Mimo to, średnio co 5 metrów, siedzi 100-osobowa hinduska rodzina z ręcznikami na głowie i robią sobie piknik. Czemu na parkingu? Pojebało ich? Dookoła tyle ładnych miejsc, a oni wpierdalają na parkingu. Warto zaznaczyć, że z ich piknikowych miejscówek nie widać nic, poza maskami samochodów. Trolololo.

Przed nami ostatnia noc w Kanadzie. W Toronto trochę drogo, to będziemy dzisiaj spać obok Toronto w Mississauga. Peace!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (45)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
pamar
pamar - 2013-12-19 07:49
Ależ piękne te zdjęcia Niagary nocą! Gratuluje zdolności fotograficznych :)
 
deryngs
deryngs - 2013-12-19 08:55
Dziękujemy serdecznie Pamar! I pozdrawiamy ciepluchno z mrocznych wysp ;)
 
 
deryngs
deryngs
Magda i Maciek
zwiedzili 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 82 wpisy82 170 komentarzy170 2814 zdjęć2814 51 plików multimedialnych51
 
Nasze podróże
12.10.2011 - 16.04.2012
 
 
17.08.2013 - 02.09.2013