Wasaga Beach / Stayner, Ontario, Canada
29/08/2013 (Czwartek) - 30/08/2013 (Piątek)
Gables Bed & Breakfast to śliczny ponad 100-letni domek, który tutaj jest jednorodzinny, a w Europie byłby pięciorodzinny :D
Jest jeszcze relatywnie wcześnie, dopiero zaczyna się robić ciemno. Czas na nasz codzienny dylemat. Co jemy? No właśnie. GMaps i TripAdvisor w łapki. Chuja jemy, nic nie ma ;) Idziemy się przejść po głównej ulicy. Światła pogaszone, latarnie nie działają, są tylko fast foody i jedna, mocno za droga (i przy tym wyglądająca fest słabo) włoska knajpa. Trochę jak wymarłe miasto po pladze malarii.
Wracamy do hotelu, bierzemy kluczyki od auta i jedziemy gdzieś w pizdu. Dobrym planem wydaje się być wycieczka do Wasagi na jakieś papu. Największa na świecie słodkowodna plaża i ładna pogoda pewnie zrobiły z tego miejsca turystyczny raj. A jak dużo turystów, to też dużo jedzenia, nie? Nie :) Samo żarło dla plebsu - kebab, burger, amerykańska pizza z okienka przy drodze, tani takeaway chinol i KFC. Lol. Nie dziwota, że Amerykanie są tłuści jak świnie. Ja to jestem przy nich kruszynka. Nie będziemy gówna żreć, wracamy do hotelu. Zjemy ciastko i płatki ryżowe :]
W drodze powrotnej doznaliśmy łaski Pana. Hen daleko, na horyzoncie zarysował się zielono - biały banner. Widzę 'S'. Podjeżdżamy bliżej. 'U'. 'B'. 'W'. 'A'. 'Y'. Jasna dupa. Subway! Zbawienie. Banany na ryjach nie mieszczą się na twarzach. Dopóki nie weszliśmy do środka :)
Obsługi brak, krzesła do góry nogami na stołach, 1h15min do zamknięcia. WTF? Z zaplecza wyłania się brzydka hinduska owinięta w swoje brudne szmaty i zaczyna coś bełkotać. Z angielskim to miało niewiele wspólnego. Myślałem, że po kilkunastu miesiącach pracy z kolegami Hindusami (początkowo ciężko zrozumieć, acz każdy z nich gada płynnie jeno z ciężkim akcentem; a pracuje się z nimi świetnie) nie będzie ze zrozumieniem chuja na Mariolę. Rzeczona pani posunęła się jednak za daleko ;) Nie zrozumiałem ani słowa! Nie wiedziałem czy nas wita, żegna czy pyta co podać. W takich sytuacjach Magda przejmuje pałeczkę, bo ja nie mam cierpliwości :P Nasze zamówienie było proste: dwie małe kanapki z tuńczykiem, pieczywo włoskie z ziołami, dodatkowe jajko, wszystkie warzywa, sos ranch i majonezowy, tostowane. To właśnie powiedziała Magda. 5 razy. Za piątym razem mówiła sylabami i wolno tak, że jakby ktoś słyszał angielskie sentencje pierwszy raz w życiu to i tak by zrozumiał. Dwie z jajkiem? Pyta pani. Nie. Jedna z tuńczykiem i jedna z jajkiem? Nie. Dwie duże z tuńczykiem? Nie. Słuchaj dziwko, dwie małe z tuńczykiem i dodatkowo, do tego tuńczyka, dodaj jebane jajko. Nie ma jajka. What? Jakby nam powiedziała, że nie ma jajka 10 minut temu to byśmy spędzili 10 minut mniej zamawiając kanapki. Stanęło na dwóch zwykłych kanapkach z tuńczykiem. Pani nakłada serek i chlast tuńczyk na obie. Magda prosi o tostowane. Pani nie wie o co nam chodzi. A chuj w te tostowane, niech będą zimne. Po kwadransie walki dostajemy kanapki i wracamy do Gables B&B. Chociaż tutaj jest miła atmosfera.
Zjedliśmy kanaperosy na balkonie i było przyjemniutko. Potem robiąc sobie kawusię wdaliśmy się w dyskusję z właścicielem domku. Kupił go w zeszłym roku. Stan idealny, antyczne meble i wykończenia tu i ówdzie, wszystko jak najbardziej autentyczne i stuletnie. Teraz porównanie cen nieruchomości na obrzeżach Toronto i Londynu (około godzinka od centrum).
Toronto: 7 sypialni, 3 kible, 2 garaże, duży ogród, piękny, stary dom - £300,000.00
Londyn: 3 sypialnie, 2 kible, brak garażu, brak ogrodu lub taki mały pasek trawy 5x3m, nowe budownictwo lub chata wyglądająca na socjal - £300,000.00
Zarobki: identyczne
Gdzie lepiej? :]
Rano dostajemy pyszne śniadanko. Omlet, płateczki, wszystko spoko. Trzeba przyznać, że we wszystkich B&B w jakich byliśmy dotychczas w Kanadzie właściciele bardzo się starają i zawsze jest jakaś taka miła atmosfera.
Jedziemy na gigantyczną plażę Wasaga. Ta podzielona jest na 5 sekcji i rozciąga się na długości 14 kilometrów. Spacerek po plaży w tę i z powrotem to jak przejść się z Legnicy do Lubina.
Najbardziej popularne są strefy 1 i 2. Teoretycznie jest tu najwięcej atrakcji, sklepów i restauracji. Praktycznie jest tandetnie, kolorowo i nie ma co jeść. Strefa 3 jest tylko dla nagich Azjatek. 4 i 5 są najbardziej dzikie i w tę stronę się właśnie udajemy :P No dobra, strefa 3 tak na prawdę jest dla rodzin z dziećmi.
W powietrzu jest wilgotno, duszno, słońce grzeje przez szare chmury pokrywające 100% nieba. Szklarnia. Pierwsze strefy wyglądają trochę jak mrowisko. Jednak im dalej od parkingu tym mniejszy tłok. 2km od głównej plaży nie było już nikogo. Dosłownie. Ani koło nas, ani na horyzoncie. Idealnie. Kocyk, ręczniczek, kremik, relaksik. Nawet udało nam się wskoczyć do wody, mimo iż ta nie była najcieplejsza. Głębokość w linii 100 metrów od brzegu nie przekraczała 70cm. Prawie jak Balaton.
Wracamy do auta. Ale pierwej damy szansę lokalnym restauracjom. O tak - burger, pita, pizza. Uczta dla kulinarnych koneserów. Wrzucamy na ruszt po kawałku pizzy leżącej w podgrzewaczu od wczoraj i zbieramy się stąd. GPS na niewielki hotelik pod Wodospadem Niagara i chwilę później jesteśmy już na krajowej drodze nr 400 ;)