2012-02-09 do 20
Australia, Victoria, Melbourne
Ten wpis będzie długi, ostrzegamy zawczasu i miłej lektury życzymy hrhr :)
Melbourne jest stosunkowo młodym miastem. Powstało w 1835 roku, rok po powstaniu Victorii, 16 lat po jej wyodrębnieniu z New South Wales i niecałe 50 lat po założeniu Sydney.
Przed 1835 teren na którym stoi dzisiaj Melbourne zamieszkiwali aborygeni. John Batman 'kupił' 240 000 hektarów oferując w zamian narzędzia, mąkę i ciuszki. Oczywiście nie dał rdzennym mieszkańcom innego wyboru niż przyjąć ofertę. Dupek. Aborygeni za podobne akcje są źli do dzisiaj. Aktualnie widać to w Canberze (pod starym parlamentem) i wrócimy do tego tematu za dwa wpisy ;)
Lotnisko w Melbourne jest dość standardowe. Średniej wielkości, dobrze oznakowane i sterylnie czyste. Obsługa jest spoko. Przede wszystkim pachnąca, uprzejma i konkretna.
Wzięliśmy nasze bagaże z taśmy i obraliśmy kurs na wyjście z terminala. Zza winkla wyłoniła się miła pani ze świecącą pałką z Power Rangers w kapeluszu. Zaprosiła nas do bramki numer pięć. Tam jednak zamiast nagrody czekały na nas psiaki, chyba labradory. Położyliśmy plecaki w żółtym prostokącie na ziemi i pieski zaczęły nas wąchać :) Ciekawe, czy rzucili nas psom na wąchanie bo jesteśmy z Polski, czy dlatego że wlatujemy z Indonezji ;)
W Melbourne mamy zatrzymać się u Magdy cioci. Spotkaliśmy się w 2009 w Głogowie (u rodzinki Madziarkoksówki). Ciocia Krysia zaprosiła nas wówczas do siebie. Pewnie nie przypuszczała, że trzy lata później złożymy jej wizytę heheh.
Przyjechała po nas córka cioci - Linda. Przemiła dziewoja o włosach białych i w wieku naszym ;) Po drodze pogadaliśmy sobie o pladze hindusów zalewającej Australię (no hard feelings!) i chwilę później byliśmy na miejscu. Śliczna i zielona dzielnica Melbourne - Templestowe bardzo nam się podoba :)
Ciocia jest jesio w pracy. Domek jest super. Mamy swój pokój (klimatyczny!), swoją łazienkę (z kabiną przysznicową!) i swój kibel (pachnący z miękkim papierem!). Zaklimatyzowaliśmy się w dwie minuty, rozpakowaliśmy trochę i zamiast organizować czasowo - zwiedzaniowe plany, bezczelnie poszliśmy spać :) Straciliśmy trzy godziny przez zmianę strefy czasowej, wypadało zacząć powoli odsypiać.
W Melbourne mamy 10 dni. To sporo. Mimo to chcemy każdy dzień (może poza pierwszym odsypianiowym i drugim organizacyjnym) wykorzystać w optymalny sposób. A do zobaczenia jest wiele. I nawet 10 dni to za mało, żeby pochłonąć te wszystkie urywające zad niesamowitości.
Jest tego tyle, że plany podzieliliśmy na jednodniowe moduły. Kolejność ich realizacji nie ma znaczenia, wszystkie są warte zrealizowania.
Przed przystąpieniem do opisu modułów, warto wspomnieć o kilku ekstremalnie ułatwiających życie rzeczach:
- transport publiczny jest kurewsko drogi,
- miasto jest podzielone na dwie strefy: zone 1 (centrum) i zone 2 (reszta); oczywiście bilet uprawniający do poruszania się między strefami (zone 1+2) jest droższy od biletu jednostrefowego,
- po ścisłym centrum kursują darmowe autobusy i tramwaje, ale generalnie dystanse te są możliwe do przejścia pieszo (dla wytrwałych),
- bilet jednodniowy zone 1+2 (AUD11.9) jest tańszy niż dwa bilety jednorazowe (AUD13),
- bilet jednodniowy zone 1+2 kupiony po 18:00 jest tańszy niż ten kupiony rano i kosztuje AUD6.5,
- w niedzielę można kupić bilet jednodniowy zone 1+2 za AUD3.5,
- aby poruszać się skuterem do 50cc, w stanach Victoria i NSW (New South Wales) należy mieć prawo jazdy na motor,
- wynajęcie najtańszego skutera na dobę to wydatek rzędu 90 dolarów, dwa rowery kosztują 70 dolarów, a samochód bez limitu kilometrów można wynająć za mniej niż 50 dolców (wiem, oryginalny cennik),
- paliwo w Australii jest trochę tańsze niż w Polsce (lol).
Teraz moduły / wycieczki / wyprawy, które udało nam się zrealizować:
- Moduł 1.: Melbourne City Centre (spacer):
Ciężko powiedzieć, w jakiej kolejności można przelecieć przez te punkty, zależy z której strony centrum zaczynamy spacerek ;) Dla nas podczas planowania trasy najlepiej sprawdza się algorytm, gdzie zaczynamy od wklepania przystanków do GPSa (Google Maps, OSMand+), następnie w zależności od miejsca startu rozkminiamy zagadnienia logistyczne metodą 'na pałę'. Dla totalnych geek'ów lepszym rozwiązaniem może okazać się zastosowanie algorytmu Dijkstry lub innego dowolnego rozwiązującego problem z rodziny 'traveling salesman'. Odwiedzone miejsca wrzucamy w kolejności alfabetycznej. Oto one: Australian Centre for the Moving Image, Block Arcade, Block PI, Bourke St Mall, Federation Square, Forum Theatre, Ian Potter Centre, National Gallery of Victoria, Parliament House, Princess Theatre, Royal Arcade, Scots Church oraz St Michael's Uniting Church. Po takiej rundce nogi wchodzące w dupę są gwarantowane ^^
- Moduł 2.: Melbourne Docklands, Southgate and Royal Botanic Gardens (spacer):
Kolejny spacerek, oczywiście po innych ciekawych miejscach hrhr. Tym razem przeszliśmy przez Docklands, Hammer Hall, Melbourne Exhibition Centre, National Gallery of Victoria, Royal Botanic Gardens, Southgate, Theatre Building, Victorian Arts Centre i Webb Bridge. Sama wycieczka po esplanadzie to przyjemna rzecz. Trafiliśmy nawet na targi podróżnicze w Melbourne Exhibition Centre, gdzie miły Pan zachwalał nam wycieczkę do Europy. Wie co dobre ;)
- Moduł 3.: Melbourne St Kilda (spacer):
W jakąś niedzielę trafiliśmy na bliżej nieokreślony festiwal w St Kilda. Ludzi masa, zamknięte drogi, wszystkie knajpy pełne, od groma różnych konkursów, gier i zabaw i co najważniejsze - rozdawali darmowe lody ;) Dodatkowo można tu teoretycznie zobaczyć pingwiny (wieczorem), ale nam niestety się nie udało. Czailiśmy się też na darmowe pączki, jednak zanim dokopaliśmy się do pani rozdającej słodycze, te się już skończyły. Co za syf ;) Latając po okolicy przeszliśmy przez Carlisle St, Esplanade, Sunday Market, Fitzroy St Linden Art Centre and Gallery, Ackland St, Lunapark i Royal Yaht Squadron. Fitzroy i Carlisle są trochę przereklamowane, za to spacer przy plaży jest spokuś. Lata tu sporo kite-surferów i bawi się grupa latawcowych zapaleńców w różnym wieku - od 5 do 150 lat :) Nogodupowłaz tu też występuje.
Moduł 4.: Great Ocean Road (samochód):
Wypożyczyliśmy sobie autko na 2 dni. Nie było jakieś totalnie dopasione, ale dało się wytrzymać. Mieliśmy przyjemność rozbijać się po dzielni burżujskim Hyundai Getz 1.5 benzyna w automacie joł. Nogi permanentnie zgięte, walę łbem o sufit, ale widoki nadrabiają z nawiązką. Nasza trasa rozciągała się na długości 600 kilometrów i przejechanie jej zajęło nam 12 godzin. Zaczęliśmy od Geelong (wybrzeże, port i sztuka publiczna), następnie przejechaliśmy kolejno przez Drysdale (Scotchmans Hill - winiarnia i krajobrazy), Portatlington (Bellarine Estate - winiarnia i krajobrazy), Queenscliff (piękny port i klimatyczne miasteczko), Lorne (wodospad Erskine Waterfall) i przez Colac (aby uniknąć backtrack'u, można wracać przykładowo przed Colac 'górą') z powrotem do Melbourne. Niestety nie udało nam się dojechać do Princetown (12 Apostołów) i w Apollo Bay zdecydowaliśmy się odpuścić. Było już późno (20:00), przed nami z 4 godziny drogi powrotnej, a przecież jutro też jest dzień i czeka nas kolejna konkretna wyprawa ;) Trochę szkoda, za to wracając zobaczyliśmy pierwszego kangura i główną atrakcję wieczoru - siedzącą na środku drogi koalę hrhr. Dobrze, że jechaliśmy grubo poniżej limitu prędkości. Biedna koala tak się zestresowała, że nie wiedziała czy wstać czy dalej siedzieć :) Z braku laku więc stała siedząc hehe. Odeskortowaliśmy ją do lasu i pojechaliśmy dalej. Ogólnie cała wyprawa po Great Ocean Road jest niesamowita i ma 15/10. Jakbyśmy mieli możliwość wybrać się tu ponownie, poświęcilibyśmy na tę trasę dwa dni. Nocleg w Apollo Bay po drodze wydaje się być odpowiednim rozwiązaniem. Jadąc do domku mieliśmy też pierwszą w życiu kontrolę drogową i rutynowe badanie trzeźwości. Już nas wąchano, teraz kazano dmuchać, ciekawe co będzie następne :)
Moduł 5.: Parki Narodowe (samochód):
W drugi dzień posiadania autka zdecydowaliśmy się przejechać na północny wschód od miasta w poszukiwaniu ładnych parków narodowych. Przejechaliśmy około 300 kilometrów w 10 godzin. Za to z czystym sumieniem musimy stwierdzić, że było warto. Zaczęliśmy od Cathedral Ranges National Park. Klimat leśno - górski, generalnie nieźle. Następnie wybraliśmy się do Lake Eildon National Park. Tutaj był totalny wyczes. Widzieliśmy setki kangurów, papug i lamopodobnych wynalazków ;) Zapierające dech w cycach widoki i jeziora na całej powierzchni parku gwarantowane.
Moduł 6.: Mt Dandenong William Ricketts Sanctuary Aboriginal Sculpture (samochód):
Kolejne ciekawe miejsce. Niewielki rezerwat położony w parku narodowym Dandenong, w którym można znaleźć dziesiątki scalonych ze skałami rzeźb przedstawiających aborygeńskie klimaty. William Rickett spędził kilka lat w centralnej Australii w aborygeńskim plemieniu i widać że spodobało mu się na tyle, iż po powrocie wycinał ich podobizny w kamykach ;)
Moduł 7.: Darmowy koncert Orkiestry Symfonicznej Melbourne:
Spragnieni odrobiny kultury mogą udać się przynajmniej raz w tygodniu do Sidney Myer Music Bowl na darmowy koncercik. My trafiliśmy na orkiestrę symfoniczną ;) Grali kawałki Rachmaninova i Tchaikovskiego pod dyrygenturą zdolnego szwabika Simona Hewetta. Czasem dla klimatu włączała się sopranistka Antoinette Halloran. Całość wypadła wyśmienicie. Część wrzucamy do multimediów pod wpis. Podobało nam się tym bardziej, że koncert potraktowaliśmy jako spotkanie z ludźmi z Couch Surfingu, poznając przy tym kilkanaście ciekawych osób. Event Oczywiście zakończyliśmy browarkiem w knajpie przy galerii sztuki ;)
Musimy jesio wspomnieć o niewiarygodnej uprzejmości i pozytywnym nastawieniu Melberian :) Kierowcy autobusów są w cyce (dzięki ich poradom oszczędziliśmy 30 dolców). Cała obsługa klienta jest na niewiarygodnie wysokim poziomie (w każdym odwiedzonym przez nas urzędzie, sklepie i lokalu). Wyrabiałem wizę tranzytową do USA (wracamy przez stany do domu). Pan z okienka popytał mnie o cel podróży, wykształcenie, ile czasu zostaję w Melbourne i takie tam. O nic nie prosiłem, nic więcej nie wymagałem, a dostałem wizę turystyczną na 10 lat (zamiast tranzytowej jednorazowej) w trybie przyspieszonym dwudniowym (żebym zdążył odebrać przed wyjazdem z miasta). Całe spotkanie trwało 10 minut i przyjęty zostałem co do minuty o ustalonym wcześniej czasie. Jak ktoś wyrabiał wizę do Stanów w Krakowie to pewnie podłapie subtelną różnicę :)
I to tyle z Melbourne. Szkoda, że Mieliśmy tylko 10 dni, a nie kilka lat ;) Szczerze mówiąc czujemy, że moglibyśmy tu mieszkać lol. Polecamy jak w dupę strzelił!
POGODA:
Jakże mógłbym jej coś zarzucić ;) Deszczu prawie brak, wilgotność powietrza niewielka (nie ma kleistego efektu sauny), słoneczko, wiaterek, czyste (jak na miasto tej wielkości) powietrze. W nocy przyjemnie (poniżej 20 stopni) w dzień ciepluchno - z 24 stopnie i więcej (max. 28).
PODLICZENIE KOSZTÓW (dla dwóch osób):
- 2x bilet całodzienny Sunday Saver: AUD7
- 2x bilet całodzienny po 18:00: AUD13
- 3x bilet jednorazowy 1+2: AUD19.5
- 2x kawa w porcie Geelong: AUD8
- Piwko 8 + kawa 3.5, kawiarnia w centrum: AUR11.5
- Cola 0.5l w McDonalds: AUD3.3
- Wypożyczenie samochodu (Hyundai Getz automat), Avis, 2 doby: AUD102
- Benzyna bezołowiowa 95 (1.31/litr): AUD75
- Wiza turystyczna do USA 140 + koperta Post Platinum 13.7: AUD153.7
- Zakupki (chleb wiejski świeży 800g 4, 7x banan 5, rukola 0.5, masło 250g 1.5, ser (w końcu!) cheddar 500g 5, główka czosnku 1.5, płatki owsiane 750g 1.5, 2x pomidory w puszce 400g 2, pesto 190g 4.5, dżem truskawkowy 500g 1.5, kremowy ser do smarowania 2, 2x mleko UHT 2.5, parmezan 100g 2, kawa Harris Premium 6, proszek do prania Duo 500g 1, makaron tagliatelle 500g 4.1, karta SIM My Optus 40, adaptor AC 13, tabletki do ssania 8.40, wosk do depilacji ryja 10, farba do włosów 9, maślanka 2.7, 4x maszynka jednorazowa 3.5, książka dla małej Kirry 10, kartka urodzinowa 1.25, mała woda 0.9, sok tropikalny 100% 2l 2, lody Cadburry 2l 6.5, nachos 2, baby szpinak + rukola 1, 2x pomarańcza 2, 7x banan 6, 2x nektarynka 1.5, 2x brzoskwinia 1.5, dip salsa medium 300g 2, pene pasta 500g 2, tabletki na gardło 11.3, 2x tabletki na przeziębienie 20, 2x reklamówka Aldi 0.3, 4x bułka w piekarni 2.4, chleb wiejski w piekarni 3.8, pasta do zębów Aquafresh duża 4, sok ananasowy 100% 2l 2, balsam do ciała Dove 375ml 8, sos pieczeniowy 1): AUD224
ŁĄCZNIE: AUD617