2012-01-18 do 19
Indonezja, Java, Bromo, Cemoro Lawang
Jak pisaliśmy już wcześniej, cały wyjazd pod Bromo i dalej do Denpasaru ogarnęliśmy jeszcze w Yogyakarcie. Niezłą cenę udało nam się wynegocjować w biurze Ari Tours (IDR700k za komplet dla dwóch osób z lepszym hotelem).
Zgodnie z planem i bez opóźnień wyjechaliśmy z Jogja o 8:30 rano. Obiecany nowy klimatyzowany bus był w rzeczywistości 20 - letnim klimatyzowanym Mitsubishi z deską rozdzielczą przypominającą tą z Poloneza z 1976 lol. Trochę klekotał, ale był relatywnie czysty, umiarkowanie głośny, rączy jak na swój wiek i klima działała poprawnie. Nie narzekamy.
Mieliśmy dotrzeć najpóźniej o 20:30 pod Bromo. Jednak mimo, że nie było korków, zbędnych postojów i kierowca zasuwał, o 21:30 byliśmy dopiero w Probolinggo - zapierdziałej obskurnej wiosce. Czekała nas tutaj przesiadka do innego mini vana i jeszcze z godzinka jazdy do wioski pod wulkanem - Cemoro Lawang.
Wszystko wskazuje na to, że szybciej dotrzeć się tutaj nie da. Należy zatem założyć, że trasa z Yogya pod Bromo zajmie nie mniej niż 13 godzin. Na ulotkach jest napisane dokładnie tak: Yogyakarta 8:30am - Cemoro Lawang 8:30pm (10h). Mweheheh. Biurowe jełopki twierdzą, że będziemy jechać 8 godzin, ulotka mówi o 10 godzinach, z podanych godzin wyjazdu i przyjazdu wynika, że transport zajmie 12 godzin, w rzeczywistości jechaliśmy 13h30min.
W Probolinggo nasze vouchery zamienione zostały na inne bilety w lokalnym, śmierdzącym trupem i sikami biurze. Pan dowodzący poinformował nas o planie wycieczki na następny dzień: "o 4 rano wychodzicie z hotelu, idziecie pod wulkan Bromo, o 5:25 jest wschód słońca, możecie iść z hotelu piechotą, możecie wynająć za 60 tysięcy na ryj jeepa, od 7:30 jest śniadanie, o 9 rano przyjedzie po was bus, przyjedziecie tutaj około 10:00, najpóźniej o 11:00 będzie duży autobus jadący do Denspasaru, w Denpasarze będziecie o 19:00". Skończył mówić, odwrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę wyjścia zadowolony.
Nas to generalnie nie do końca dotyczy, gdyż kupiliśmy bilet na nocny autobus do Denpasaru. "Jak wygląda plan wyjazdu dla tych, którzy jadą nocnym autobusem?", pytamy grzecznie. "Nie ma miejsc na nocny", burknął pod nosem biurowy jełopek i nie zatrzymując się dalej szedł w stronę drzwi. Zadaliśmy pytanie, co mamy zrobić, skoro mamy bilet i plany na nocny autobus. Nie chcemy spać w Denpasarze. Szkoda czasu, zachodu i pieniędzy na nocleg. "Nie wiem, nie mój interes, nie mój problem", chamsko burknął jełopek, popatrzył się na nas spod byka, po czym odepchnął Magdę stojącą w drzwiach i wyszedł.
Poszliśmy za jełopkiem. Chcieliśmy, żeby zadzwonił do biura w Yogya i rozwiązał problem. Standardowo, usłyszeliśmy zaintonowaną w krowim stylu odpowiedź "I don't knoooouuuu, not my probleeeem". Poszliśmy do naszego kierowcy z prośbą o pomoc. Jego reakcja była taka sama. Kazał nam spadać na drzewo i dać mu spokój. Przecież problem jego też nie dotyczy.
Jełopki nie chcą zadzwonić do szefostwa w Yogya, nie chcą nam dać telefonu do wykonania krótkiej rozmowy, nie mamy więc wyjścia i musimy podnieść głos. Nie skutkuje. Magda sama wzięła więc telefon kierowcy, dała mi go i gdy wklepywałem numer z ulotki biura Ari do telefonu, podbiegł jełopek. Skakał jak małpka i zaczął rozmowę ze mną od "you stupid motherfucker". No i jak ja miałem na coś takiego zareagować? Panowie zrobili nas w balona sprzedając nam bilet na nocny autobus, który był już pełny, nie chcą pomóc, nawet zadzwonić, są chamscy, szarpią Magdę, a mnie nazywają stupid motherfuckerem. Jełopek dostał liścia. Chlasnęło jak cegłą w wodę. Siadło. Przyszła jego ekipa, po 140 cm każdy. Postanowili jednak nie kontynuować.
Nic więcej nie możemy zrobić. Mamy dwie opcje - jechać pod Bromo teraz i nazajutrz rano ruszyć w stronę Denpasaru lub zostać w Probolinggo, otrzymać (chyba) zwrot pieniędzy i szwędać się po wiosce po nocy w poszukiwaniu innego rozwiązania. Olewamy i jedziemy. Trudno. Jutrzejszy dzień spędzimy cały w podróży, wydamy niepotrzebnie sianko na hotel w Denpasarze i ruszymy dalej. Nie do końca jest tak jak chcieliśmy, ale nie jest źle. Whatever.
Wsiedliśmy do następnego busa, mającego nas zawieźć w góry. Wyglądał jak autobus z The Flinsetones. Na oko miał z 50 lat. Nic to jednak, jechał, pierdział, dymił, ale dojechał. Jesteśmy pod naszym hotelem - Cemara Indah.
Hotelik od początku robi dobre wrażenie. Obsługa jest w porządku i konkretna. Przy recepcji dostaliśmy klucz do pokoju, talon na śniadanie, bilet wstępu do Parku Krajobrazowego Bromo (50k rupii dla dwóch osób) i niezbędne instrukcje gdzie i o której mamy iść, żeby zobaczyć wschód słońca przy wulkanie. Jest tutaj dość chłodno i rano jest totalnie ciemno. Nieprzygotowani do wyprawy mogą wypożyczyć za jakiś grosz latarkę i kurtkę. Pan z obsługi zaprowadził nas do pokoju.
Tutaj miłe zaskoczenie ;) Pokój czysty, pod prysznicem ciepła woda, mamy czajnik elektryczny, herbatę, trzy butelki wody mineralnej, szczoteczki, pastę i jednorazowe klapki. Elegancko. Pakujemy się na rano i idziemy spać - za 5 godzin zadzwoni budzik.
Wychodzimy z hotelu i idziemy zgodnie z otrzymanymi instrukcjami. Minęliśmy bramkę biletową i doszliśmy do skrzyżowania. Ciemno, nikogo nie ma, nic nie widać, brak kierunkowskazów. Odpalam GPSa. Mamy piesze trasy prosto na miejsce widokowe hrhr. Spacerek zajął nam z 1h15min. Po wejściu po tysiącu schodach (nie ten wiek, nie ta kondycja) dotarliśmy na miejsce. Przed nami wulkan Gunung Bromo (2392 m), za nami wielki krater. Stoimy na ścieżce o szerokości od 50 centymetrów do metra. Z obu stron przepaść ;) Rozkładamy statyw i zaczynamy zabawę. Widoki są niesamowite.
Przeszliśmy ścieżkę wzdłuż i wszerz. Klimat tego miejsca rozbroi każdego. Pod wulkanem na przestrzeni kilku kilometrów kwadratowych jest wulkaniczny pył, kamienie, pojedyncze drzewa, niektóre uschnięte, muldy, zaspy, kaktusy i dziwne kwiatki. Cywilizacji, murowanej zabudowy, drutów i kabli brak. Tylko wulkan, góry i piękne widoki.
Niestety, kręci się tutaj sporo lokali, którzy z zachowania ciszy i czystości nie robią sobie nic. Zjedzą - papierek na ziemie. Spalą - pojara na ziemię. Trzymają się w kupach, opychają swoje tandetne gówna, zachęcają do jazdy na biednych wygłodzonych koniach i drą mordy od 4:30 rano.
O 7:45 byliśmy z powrotem w hotelu. Śniadanie było podane w formie bufetu - mixu dań lokalno - zachodnich. Był ryż, noodle, sos z warzywami, krakersy krewetkowe, tosty, drzem, masełko, kawa i herbata. Jesz ile chcesz, podoba nam się :)
Punkt dziewiąta byliśmy gotowi do wyjazdu. Wyjechaliśmy o 9:15. O 10:30 przyjechaliśmy ponownie do Probolinggo, gdzie za pół godzinki miał przyjechać autobus jadący do Denpasaru. Przyszło nam jednak chwilę poczekać hrhr. Autobus przyjechał o 12:15. Jedziemy. Czas dotarcia na miejsce skoczył z 19:00 na 20:15 :) To znaczy, że pewnie będziemy około północy.
Po drodze stanęliśmy w świetnej restauracji oferującej obiad w formie bufetu za IDR10k (3,5zł). I to razem z napitkiem ;) Jami.
Trasę z Yogya do Denpasaru, mimo sporych opóźnień, łatwiej i taniej przejechać korzystając z usług lokalnych biur podróży. Wycieczka pod Bromo po drodze to punkt obowiązkowy. Tylko kupując bilet, koniecznie żądajcie wszystkiego na piśmie - ma być zaznaczone miejsce wyjazdu, miejsce pośrednie i docelowe, wszystkie godziny wyjazdów i przyjazdów, nazwa hotelu i konkretne daty. Na naszym bilecie nie było zaznaczonej godziny wyjazdu z Cemoro Lawang/Probolinggo, przez co mieliśmy trochę utrudnień.
POGODA:
Dość przyjemnie, ale niestety trochę pochmurno. Pod Bromo słońce widoczne było dopiero pół godziny po wschodzie, zatem sam wschód był przysłonięty przez chmury. W nocy i nad ranem temperatura nie przekraczała 10 stopni, ale od 6 rano szybko rosła i o 7 lub 8 było już 20 stopni. Idąc o 4:30 rano na spacerek pod wulkan lepiej się ubrać na cebulkę hrhr.
PODLICZENIE KOSZTÓW (dla dwóch osób):
- Wejście do Parku Bromo: IDR50k
- Obiadek po drodze do Denpasaru: IDR20k
- Zakupki (2x woda 1.5l IDR10k, ciastka IDR10k): IDR20k
ŁĄCZNIE: IDR90k