2012-03-14 do 15
Nowa Zelandia, Bay of Plenty, Rotorua
Rotorua (niegdyś Te Arawa) została odkryta w 14 wieku i oznacza 'drugie jezioro' w języku Maori. Wnuk Tamatekapua - Ihenga, jako pierwszy przybył w te rejony. Eksplorując okolicę, napotkane miejsca nazywał w kolejności ich odkrywania.
Od czasu osiedlenia się w okolicy, lokalni Te Aroa (Nowozelandczycy) ciągle się o coś lali. Dopiero w 1870 nastał pokój i ludzie zaczęli moczyć zady w bijących do dzisiaj rekordy popularności i leczących wszystkie (niestety poza psychicznymi) choroby termalnych wodach.
W tamtych czasach główną atrakcją były białe i różowe tarasy, uważane wówczas za ósmy naturalny cud świata. Niestety, tarasy zostały zniszczone przez erupcję wulkanu Mt Tarawera w 1886.
Jesteśmy mainstreamowi. Przez Rotoruę przewijają się trzy miliony turystów rocznie. I nawet smród zepsutego jaja (siarki) w powietrzu nie zniechęca przyjezdnych. Ba, wszystko wskazuje na to, że wręcz zachęca. Turyści walą drzwiami i oknami do epicentrum jajowego smrodu - wód termalnych w Polynesian Spa. Poszliśmy i my, w końcu mainstream to nasze drugie imię ;)
Sam kompleks spa, powstał w miejscu, gdzie w 1878 katolicki ksiądz moczył dupala. Korzonki puściły, chętnych do kąpieli przybyło. Pomogło księdzu, ma pomóc i nam. Liczymy na to, że wyjdziemy rozluźnieni, odtoksycznieni, bez zakwasów, czyści, gładcy i wolni od jakichkolwiek innych dolegliwości ;) Posiedzieliśmy prawie trzy godzinki. Jeszcze nie wiemy na ile jesteśmy bardziej pro po takiej kąpieli, ale na pewno jesteśmy zmarszczeni jak pomarańcza i oczywiście walimy jajem :]
Piękne widoki na jezioro Rotorua z jednego z siedmiu termalnych basenów mineralnych wzbudziły w nas nie lada apetyt. Zjadłbym dzika. Przeszliśmy przez wszystkie knajpy w okolicy, porównując przy tym menu, ceny i specjalne deale. Tyle było dobrych knajp, że faworyta musieliśmy wybrać metodą bąbelkową. Wybór padł na Ambrosia Bar & Restaurant. Za $29 na pysk zjedliśmy pyszny starter (pieczywo z pieca i zupacza z migdałami), GENIALNY stek z pieprzem i kurczaka z bekonem i fetą. Na koniec został GENIALNY deser Ambrozja. Jedzenie było tak niebywale wyśmienite, że musimy wrzucić fotę lub dwie. Stek był dokładnie tak dobry, jak we wrocławskim Art Hotelu. A deseru tak dobrego i przy tym oryginalnego jesio chyba nie widzieliśmy na oczy. Mascarpone z marschmallows na stelażu z karmelu z truskawką i miętą na górze i sosami owocowymi na dole. Wicked!
POGODA:
Deszczowa, ale dość spoko. Kurteczki przeciwdeszczowe w ruch i dajemy radę. Może być z 20 stopni, ciężko powiedzieć. Zapomniałem sprawdzić prognozę ;)
PODLICZENIE KOSZTÓW:
- Kamping (zasilany), 1 noc, All Seasons Holiday Park: NZD36
- Mobile Topup: NZD10
- Polynesian Spa (Priest Pools - 7 źródeł termalnych): NZD50
- GENIALNY Obiadek, Ambrosia Bar & Restaurant (2x dinner special offer: starter + main + deser, stek w sosie pieprzowym i kurzy cyc zawijany w boczku z fetą 58, lampka wińska 8, 2x browar 16): NZD82
ŁĄCZNIE: NZD178